Reklama. Według rządu w Berlinie 20-letnia misja niemieckich żołnierzy i pracowników niemieckiej współpracy rozwojowej w Afganistanie kosztowała ponad 17,3 mld euro. Od początku 2007 r. do końca 2011 r. wydatki na kontyngent wojskowy w Afganistanie pochłonęły 4,3 mld zł 4,3 mld zł kosztowała misja afgańska 2007-2011 Dowódcą 15 BKPanc. w Giżycku został 27 października 2021. 29 września 2023 został dowódcą Czarnej Dywizji w Żaganiu. Przekazanie sztandaru odbyło się 29 września 2023 na pl. gen. Maczka. Misja w Afganistanie była jedną z najdłuższych i najtrudniejszych operacji zagranicznych Wojska Polskiego; polscy żołnierze byli obecni w Afganistanie prawie 20 lat, w misji uczestniczyło Polski Kontyngent Wojskowy w Kosowie w ramach KFOR. Polski Kontyngent Wojskowy (PKW) KFOR w Republice Kosowa realizuje misję o charakterze stabilizacyjnym. W ramach działalności operacyjnej PKW KFOR wykonuje zadania, w składzie Wielonarodowej Grupy Bojowej - Wschód. Kontyngent liczy do 300 żołnierzy. kesan dan pesan guru untuk siswa kelas 6. W Afganistanie zginęło już 35 polskich żołnierzy i jeden ratownik medyczny. To cena, jaką płacimy za udział w tzw. "wojnie z terroryzmem", czyli operacji NATO mającej na celu obalenie talibów w Afganistanie. Przeczytaj, kim byli polegli żołnierze i dlaczego pojechali w ten niebezpieczny rejon. Zaczęło się Po atakach terrorystycznych na WTC i Pentagon we wrześniu 2001 roku, Stany Zjednoczone wspólnie z innymi państwami, które weszły do utworzonej wtedy koalicji antyterrorystycznej rozpoczęły operację Enduring Freedom. Operacja ta miała na celu przede wszystkim obalenie reżimu talibów w Afganistanie. Polacy są częścią tej demokrację Po opanowaniu kraju przez siły sojuszu rozpoczęła się tam misja stabilizacyjna. Cel - zaprowadzić demokrację. Obecnie w Afganistanie stacjonuje około 2,6 tysiąca polskich najważniejszym zadaniem jest zapewnienie bezpieczeństwa na terenie prowincji Ghazni, w której dowództwo oficjalnie sprawują Polacy. W tym celu są prowadzone ciągłe patrole i operacje wymierzone w rebeliantów. Kluczowym obiektem wymagającym ochrony jest tak zwana "Highway 1", czyli "autostrada" (zwykła droga zdecydowanie odstająca od europejskiego pojęcia autostrady) biegnąca z stolicy do drugiego największego miasta Afganistanu - Kandaharu. Bardzo ważnym zadaniem jest też prowadzenie szkoleń dla afgańskich sił zbrojnych i policji, których celem jest umożliwienie im samodzielnego utrzymywania spokoju w prowincji. Polacy prowadzą tez liczne projekty odbudowy, które mają polepszyć życie Afgańczyków i przekonać ich do wspierania rządu w Kabulu oraz wojsk interwencyjnych. Wyszkoleni i wyposażeni Podstawowym wyposażeniem polskiego żołnierza jest hełm karbonowy, gogle noktowizyjne podczas patrolu w nocy lub ciemne okulary za dnia, kamizelka kuloodporna, 9-mm pistolet WIST 5,56-mm oraz karabinek Beryl. W kamizelce żołnierza kryją się dodatkowe atrybuty jakie jak: magazynek naboi, dwa granatniki, opatrunki, race ratunkowe, nóż wielofunkcyjny oraz latarkę. Podczas długich patroli żołnierze na plecach noszą tzw. camel backi, czyli specjalne doczepiane do plecaków elementy zawierające od 3 do 6 litrów płynów. Komunikacja między żołnierzami odbywa się za pomocą radiotelefonu, który jest przyczepiony na obojczyku żołnierza. Ile zarabiają żołnierze ? Szeregowiec zawodowy służący w Afganistanie zarabia od 7 tysięcy do 10 tysięcy otrzymuje pensje w kraju 2200 – 2300 zł netto. Żołnierz w stopniu majora otrzymuje w Afganistanie od 11 do 14 tysięcy złotych (plus pensja w kraju), a pułkownik odpowiednio od 13 do 15 tysięcy. Od momentu wysłania w 2002 roku naszych żołnierzy do Afganistanu zginęło tam 35 z nich i jeden ratownik medyczny. Oto ich sylwetki (przed nazwiskami podajemy stopnie wojskowe, jakie żołnierze mieli w momencie śmierci): St. szer. Piotr Marciniak Służył w 6. Brygadzie Desantowo-Szturmowej. Misja w Afganistanie była jego trzecią misją. Wcześniej służył w Bośni i Hercegowinie oraz Iraku. Miał 30 lat. Był kawalerem. Marciniak zginął po tym, jak polski pluton sił szybkiego reagowania został wezwany do udzielenia wsparcia siłom amerykańsko-afgańskim. Gdy nasi żołnierze dotarli na miejsce doszło do wymiany ognia. W tej strzelaninie zginął Piotr Marciniak. Czterech innych żołnierzy zostało rannych. Jak podało wojsko podczas prowadzonych tamtego dnia działań zlikwidowano kilkunastu talibskich rebeliantów, w tym jednego podejrzewanego o organizowanie działalności terrorystycznej w prowincji Ghazni. st. szer. Artur Pyc Został ranny 22 maja 2009 roku, kiedy na trasie z bazy Ghazni do bazy Warrior został zaatakowany polski konwój. Jego samochód najechał na podłożony na drodze ładunek wybuchowy. Hospitalizowany w szpitalach w afgańskim Bagram, niemieckim Ramstein, w Krakowie i na koniec w Lublinie ani na moment nie odzyskał przytomności. Nie pozwalał na to bardzo rozległy uraz głowy, jakiego doznał w czasie eksplozji miny pułapki. W środę, 9 września wojsko podało, że Pyc zmarł w szpitalu wojskowym w Lublinie, po długotrwałej hospitalizacji. Był żonaty, miał jedno dziecko. Pochodził z Hruszowa w gminie Rejowiec. sierż. Marcin Poręba 32-letni Marcin Poręba zginął 4 września 2009 roku, gdy pod transporterem Rosomak eksplodował ładunek wybuchowy domowej roboty. Polski konwój zaatakowany został 3 km od bazy Giro, do której zmierzał. Poręba był w Afganistanie od kwietnia. Dowodził patrolem saperskim. W Polsce służył w 5. pułku inżynieryjnym w Szczecinie. Był rozwiedziony. Osierocił syna. Kpt. Daniel Ambroziński To najwyższy rangą polski żołnierz zabity w Afganistanie. Zginął w regularnej bitwie 10 sierpnia 2009 w Usman Khel. Służył w 1. Batalionie 25. Brygady Kawalerii Powietrznej. Miał 32 lata, zostawił żonę i córkę. Śmierć Ambrozińskiego wywołała burzę na linii MON - ówczesny szef polskich sił lądowych gen. Waldemar Skrzypczak. Skrzypczak oskarżył w wywiadzie dla jednej z gazet ministerialnych urzędników o niekompetencje przy zakupi uzbrojenia dla polskich sił w Afganistanie. To zdaniem "niepokornego generała" główny powód śmierci żołnierzy na misji w Afganistanie. Te słowa wywołały konsternację ministra obrony Bogdana Klicha, który stwierdził, że jest zaskoczony zarzutami generała pod adresem MON i zażądał by zwierzchnik polskiej armii gen. Franciszek Gągor porozmawiał służbowo ze Skrzypczakiem. Po tym Skrzypczak oddał się do dyspozycji prezydenta Lecha Kaczyńskiego, a gdy ten go nie odwołał dzień później podał się do dymisji. st. chor. szt. Andrzej Rozmiarek Służył w 12 Brygadzie Zmiechanizowanej im. gen. broni Józefa Hallera, której był szefem. W chwili śmierci miał lat 35. Zginął 10 lutego 2009. Misja w Afganistanie była jego pierwszą misją zagraniczną. kpr. Paweł Szwed Urodzony 2 października 1981 r., służbę wojskową rozpoczął w lipcu 2002 r. w Centrum Szkolenia Łączności i Informatyki w Zegrzu. We wrześniu tego samego roku objął stanowisko radiotelefonisty w 2 Mazowieckiej Brygadzie Saperów, w której od października 2007 r. pełnił służbę jako saper. W maju 2008 r. Szwed rozpoczął pełnienie misji w Afganistanie. Zginął 20 sierpnia 2008. kpr. Paweł Brodzikowski Urodzony 6 marca 1983 r., służby wojskowy rozpoczął w 2002 r. jako żołnierz zasadniczej służby wojskowej w JW 3797 w Orzyszu. Od stycznia 2008 r. służył jako kierowca sanitariusz w 2 Mazowieckiej Brygadzie Saperów w Kazuniu. W maju 2008 r. Brodzikowski wyjechał na misję do Afganistanu. Zginął 20 sierpnia 2008. plut. Waldemar Sujdak Urodzony 27 lutego 1980 r., służbę wojskową rozpoczął w lutym 2000 r. Od stycznia 2008 r. pełnił służbę jako dowódca drużyny w 2 Mazowieckiej Brygadzie Saperów w Kazuniu. W maju 2008 r. rozpoczął pełnienie misji w Afganistanie. Zginął 20 sierpnia 2008. por. Robert Marczewski Zawodową służbę wojskową pełnił od r. na stanowisku dowódcy plutonu szturmowego 6 batalionu desantowo-szturmowego w Gliwicach. Od kwietnia 2008 r. był w Afganistanie. Zginął w dniu 20 czerwca 2008 r., ok. 40 km od bazy Wazi Khwa, podczas wykonywania zadania bojowego, gdy jego wóz patrolowy najechał na ładunek wybuchowy niewiadomego pochodzenia. Była to pierwsza misja Marczewskiego poza granicami kraju. Miał żonę i syna. kpr. Grzegorz Politowski Kpr. Grzegorz Politowski zmarł na skutek ran odniesionych w wyniku wybuchu miny-pułapki. Do zdarzenia doszło w prowincji Ghazni, ok. 14 km od bazy, kiedy polski patrol jechał do dystryktu Waghez. Pod samochodem, którym jechali Polacy, eksplodował ładunek wybuchowy. Kpr. Politowski służył w 5 pułku inżynieryjnym. Służbę rozpoczął w 2002 roku, od 2005 roku był żołnierzem zawodowym - kierowcą. Była to jego druga misja. Pierwszą misją był Irak. st. szer. Hubert Kowalewski Urodzony 3 sierpnia 1981 r., służbę wojskową rozpoczął w 2001 r. jako żołnierz zasadniczej służby wojskowej w 10 Brygadzie Kawalerii Pancernej. Po ukończeniu zasadniczej służby wojskowej złożył wniosek o przyjęcie do służby nadterminowej i we wrześniu 2002 r. został powołany do służby jako żołnierz nadterminowy. W trakcie jej pełnienia ukończył kurs szkolenia załóg czołgów Leopard 2A4 w Niemczech oraz uczestniczył w IV zmianie PKW w Iraku na stanowisku celowniczego. Od października 2007 r. Kowalewski rozpoczął pełnienie misji w Afganistanie. Zginął 26 lutego 2008 roku. Miał 27 lat. st. kpr. Szymon Słowik Urodzony 20 maja 1974 r., służbę wojskową rozpoczął 26 stycznia1995r. w Centrum Szkolenia Marynarki Wojennej w Ustce. 24 kwietnia 1996 r. został przeniesiony do rezerwy. Do służby powrócił 1 września 2005 r. jako elew w Szkole Podoficerskiej Wojsk Lądowych. Po jej ukończeniu – 2 września 2006 r. - rozpoczął służbę w 16 batalionie powietrzno-desantowym w Krakowie na stanowisku dowódcy drużyny. Zginął 26 lutego 2008 roku. Miał żonę i dwoje dzieci. por. Łukasz Kurowski Ukończył Akademię Wychowania Fizycznego we Wrocławiu oraz roczne studium oficerskie we wrocławskiej Wyższej Szkole Oficerskiej Wojsk Lądowych im. Tadeusza Kościuszki. Zawodową służbę wojskową pełnił od września 2004 r., na stanowisku dowódcy plutonu czołgów w 10 Brygadzie Kawalerii Pancernej im. gen. broni Stanisława Maczka. Zginął 14 sierpnia 2007 roku. st. szer. Radosław Szyszkiewicz Miał 22 lata i był kawalerem. Zginął 9 października 2009. Do tragedii doszło, kiedy wraz z żołnierzami z konwoju logistycznego, jechał główną drogą Afganistanu - Highway 1. Wtedy wybuchła podłożono pod asfaltem bomba-pułapka, która została bardzo dobrze ukryta. Służył w 5. pułku inżynieryjnym w Szczecinie. st. szer. Szymon Graczyk Był w tej samej feralnej grupie żołnierzy, co Radosław Szyszkiewcz. Był o rok od niego starszy. Zostawił żonę i osierocił dziecko. Służył w 5. pułku inżynieryjnym w Szczecinie. Tak samo, jak jego koledze, do powrotu do Polski zostało mu kilka dni. Wkrótce mieli zakończyć półroczną służbę w trwającej od wiosny piątej zmianie polskiego kontyngentu w Afganistanie. Kpr. Michał Kołek Zginął 19 grudnia 2009 r. w okolicy wsi Shamshy (czytaj Shami), około 3,5 kilometra od polskiej bazy Four Corners. Talibowie ostrzelali polski patrol. Kołek miał 22 lata, był kawalerem. W kraju służył w Polsko-Ukraińskim Batalionie Sił Pokojowych w Przemyślu. Od 19 października 2009 r. pełnił służbę wojskową na stanowisku - obsługa w Sekcji Ogniowej w VI zmianie PKW Afganistan - strefa Ghazni. Była to jego pierwsza misja. Prezydent RP odznaczył kpr. Michała Kołka Krzyżem Kawalerskim Orderu Wojskowego oraz Gwiazdą Afganistanu. Plut. Miłosz Aleksander Górka Zginął 12 czerwca 2010 r. podczas ataku improwizowanym ładunkiem wybuchowym na polski konwój logistyczny jadący Rosomakiem z bazy Warrior do bazy Ghazni. Górka służył w 25 Brygadzie Kawalerii Powietrznej w Tomaszowie Mazowieckim jako dowódca drużyny. Afganistan to była jego pierwsza misja. Miał 25 lat. Był żonaty, osierocił kilkumiesięczne dziecko. Kpr. Grzegorz Bukowski Zginął 15 czerwca 2010 r. w wyniku ostrzału bazy Warrior. Śmiertelnie zraniły go odłamki eksplodującego pocisku rakietowego. Był kawalerem, miał 29 lat. W Afganistanie pełnił funkcję kierowcy zespołu POMLT (Operacyjne Zespoły Doradczo-Szkoleniowe ds. Policji). To była jego druga misja, wcześniej był w Bośni i Hercegowinie. W kraju służył w Oddziale Specjalnym Żandarmerii Wojskowej w Mińsku Mazowieckim. Plut. Paweł Stypuła Zginął 26 czerwca 2010 r. w trakcie zadań bojowych wykonywanych przez polski pododdział szybkiego reagowania oraz amerykański zespół rozminowania. Doszło wtedy do eksplozji ładunku pułapki. Stypuła służył w 2 Mazowieckiej Brygadzie Saperów w Kazuniu. Pełnił funkcję dowódcy drużyny w plutonie rozminowania. To była jego pierwsza misja. Był kawalerem. Miał 26 lat. Dariusz Tylenda Zmarł 6 sierpnia 2010 r., kiedy w południowej części prowincji Ghazni doszło do ataku na siły zadaniowe Zgrupowania Bojowego Bravo. Rebelianci przygotowali zasadzkę. Doszło do ataku silnym ładunkiem wybuchowym oraz do wymiany ognia. Tylenda służył w 15. Gołdapskim Pułku Przeciwlotniczym. Miał 31 lat. Pozostawił żonę i dziecko. Sierż. Kazimierz Kasprzak Zmarł 27 września 2010 r. w wyniku ran odniesionych podczas eksplozji przydrożnego ładunku wybuchowego. Do zdarzenia doszło w południowo-wschodniej części prowincji Ghazni. Żołnierze Zgrupowania Bojowego Bravo wykonywali patrol bojowy, którego celem było rozpoznanie sytuacji i utrzymanie bezpieczeństwa w patrolowanym terenie. Na miejsce zdarzenia wezwano natychmiast śmigłowiec ewakuacji medycznej, który przetransportował rannego do szpitala polowego w bazie Ghazni. Mimo wysiłków lekarzy Kasprzak zmarł podczas przeprowadzanej operacji. W kraju służył w 15 Gołdapskim Pułku Przeciwlotniczym. Miał 32 lata. Pozostawił żonę i dwoje dzieci. Sierż. Adam Szada Borzyszkowski (brak zdjęcia) Zginął 14 października 2010 roku w wyniku wybuchu pocisku moździerzowego, podczas ubezpieczania patrolu saperskiego, który wykonywał zadanie unieszkodliwienia niewybuchu. Służył w 1. Batalionie Kawalerii Powietrznej w Leźnicy Wielkiej na stanowisku zwiadowca kierowca w plutonie rozpoznawczym kompanii dowodzenia. Była to jego druga misja zagraniczna, w 2007 r. służył w Iraku. Służbę wojskową rozpoczął w 2003 r. W 2004 r. został powołany do nadterminowej służby wojskowej. W 2007 r. został powołany do zawodowej służby wojskowej w korpusie szeregowych zawodowych. Jego pasją było spadochroniarstwo. Wykonał 45 skoków. Miał 28 lat. Pozostawił żonę i dziecko. Został pośmiertnie awansowany do stopnia sierżanta i odznaczony pośmiertnie: Krzyżem Kawalerskim Orderu Krzyża Wojskowego oraz Gwiazdą Afganistanu. Sierż. Marcin Pastusiak Zginął w wyniku eksplozji improwizowanego ładunku wybuchowego, do którego doszło podczas patrolu w prowincji Ghazni 22 stycznia 2011 r. W Afganistanie był młodszym operatorem w Operacyjnym Zespole Doradczo-Łącznikowym ds. Policji. Posiadał bardzo wysoki zakres wiedzy ogólnej i specjalistycznej, które umiejętnie wykorzystywał w praktyce zawodowej. Był żołnierzem o dużym poczuciu odpowiedzialności i obowiązkowości. Zdecydowało to o wyznaczeniu go do udziału w misjach poza granicami kraju oraz do Grupy Bojowej Unii Europejskiej. Był wielokrotnie wyróżniany w kraju i za granicą. Miał 26 lat, był kawalerem. W żałobie pozostawił matkę i narzeczoną. Marcin Knap Z Pogotowia Ratunkowego w Lublinie. Zginął w Afganistanie 22 stycznia 2011 r. wraz z sierż. Marcinem Pastusiakiem. Od miesiąca pełnił służbę jako ratownik medyczny. Był starszym szeregowym rezerwy. Pozostawił żonę Katarzynę. Miał 34 lata. Mł. chor. Bartosz Spychała (brak zdjęcia) Zmarł podczas misji w Afganistanie 3 kwietnia 2011 r. Służbę wojskową rozpoczął w 1992 r. w JW 3306 Białystok. Od r. pełnił służbę w 1 Pułku Specjalnym Komandosów na stanowisku – podoficer specjalista. Miał 39 lat. Pozostawił żonę i córkę. Kpr. Paweł Staniaszek Zmarł 20 kwietnia 2011 r. po długotrwałym leczeniu, które było wynikiem odniesionych ran. 9 października 2009 r. w prowincji Wardak, gdy pod jednym z pojazdów typu MRAP Couguar, którym jechał Staniaszek, eksplodował improwizowany ładunek wybuchowy. W szpitalu polowym w Ghazni przeszedł pierwszą operację. Później był leczony w amerykańskim szpitalu w Niemczech i w warszawskim Wojskowym Instytucie Medycznym. Walczył o życie do samego końca. Miał 29 lat. Był żołnierzem 2. Mazowieckiej Brygady Saperów w Kazuniu Nowym. W 2010 r. Prezydent RP Bronisław Komorowski odznaczył go Gwiazdą Afganistanu za zasługi i męstwo podczas wykonywania zadań bojowych. W marcu tego roku dowódca 2 Brygady Saperów wystąpił do Prezydenta RP z wnioskiem o nadanie żołnierzowi Krzyża Wojskowego za męstwo podczas wykonywania zadań bojowych. Pośmiertnie został awansowany do stopnia kaprala. Mł. chor. Jarosław Maćkowiak Zmarł z odniesionych ran po ataku na polski patrol w prowincji Ghazni 2 czerwca 2011 r. Swoją służbę w 17. Wielkopolskiej Brygadzie Zmechanizowanej w Międzyrzeczu na stanowisku dowódcy drużyny piechoty zmotoryzowanej rozpoczął w 2006 r. jako absolwent Szkoły Podoficerskiej Wojsk Lądowych. W 2009 r. mianowany został na stopień starszego kaprala i objął stanowisko dowódcy drużyny regulacji ruchu. W 2010 r. ukończył z wyróżnieniem kurs "lider" dla najlepszych dowódców. Był wielokrotnym mistrzem Wojska Polskiego w tenisie stołowym. Za osiągnięcia sportowe wyróżniony przez ministra obrony narodowej. Była to jego druga misja w Polskim Kontyngencie Wojskowym w Afganistanie. Był wielki fanem FC Barcelony. St. szer. Paweł Poświat Zginął 28 lipca 2011 r., kiedy pod prowadzonym przez niego Rosomakiem doszło do eksplozji improwizowanego ładunku wybuchowego. Poświat służbę wojskową rozpoczął w 2003 roku. W kraju służył na stanowisku kierowcy w 17 Wielkopolskiej Brygadzie Zmechanizowanej. Był bardzo dobrym wojskowym specjalistą, z wieloma dodatkowymi uprawnieniami. Miał 29 lat. Był kawalerem. Sierż. Szymon Sitarczuk Zginął 18 sierpnia 2011 r. w wyniku ataku na polski patrol w Afganistanie. Do ataku doszło w północnej części prowincji Ghazni, gdzie żołnierze 1. kompanii piechoty zmotoryzowanej Zgrupowania Bojowego "Alfa" wykonywali zadania patrolowe. Sitarczuk od 2004 służył w 1. Brzeskiej Brygadzie Saperów. Najpierw jako żołnierz służby zasadniczej, a od września 2005 roku w służbie zawodowej na stanowiskach: saper, kierowca i zwiadowca. Misja w Afganistanie była jego drugą misją. Wcześniej służył podczas IV zmiany PKW Afganistan. Był kawalerem, miał 28 lat. Pośmiertnie został awansowany do stopnia sierżanta i odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Krzyża Wojskowego. Sierż. Rafał Nowakowski Zginął 4 października 2011 r. w południowej części prowincji Ghazni, na głównej drodze zwanej Highway 1. Pod pojazdem opancerzonym klasy MRAP eksplodował improwizowany ładunek wybuchowy. Nowakowski rozpoczął służbę wojskową w 2003 r. Był żołnierzem 17 Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej w Międzyrzeczu, gdzie służył na stanowisku strzelca w batalionie piechoty zmotoryzowanej. W Afganistanie pełnił obowiązki młodszego celowniczego. Był kawalerem. Miał 30 lat. Pośmiertnie został awansowany do stopnia sierżanta i odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Krzyża Wojskowego. St. szer. Mariusz Deptuła Zginął w wyniku ataku na polski patrol w Afganistanie 23 października 2011 r. Był żołnierzem 15 Giżyckiej Brygady Zmechanizowanej im. Zawiszy Czarnego. To była jego pierwsza misja. W wojsku służył od 2007 roku. Pośmiertnie mianowany do stopnia sierżanta. Zostawił żonę i córkę. Miał 28 lat. 21 grudnia 2011 w jednym zamachu zginęło aż 5 żołnierzy: szeregowy Krystian Banach, st kpr. Piotr Ciesielski, st. szer. Łukasz Krawiec, st. szer. Marcin Szczurowski i st. szer. Marek Tomala. Dla większości z nich to była pierwsza misja. Do tragedii doszło w prowincji Ghazni. Pod pojazdem typu MRAP eksplodowała potężna mina o sile 100 kg. Szer. Krystian Banach Służył w 20 Bartoszyckiej Brygadzie Zmechanizowanej im. Hetmana W. Gosiewskiego. To była jego pierwsza misja. W wojsku służył od 2008 r. Był kawalerem. Miał 22 lata. Piotr Ciesielski To była jego pierwsza misja. W wojsku służył od 2005 r., służył w 20 Bartoszyckiej Brygadzie Zmechanizowanej im. Hetmana W. Gosiewskiego. Pozostawił żonę i dwie córki. Miał 33 lata. Łukasz Krawiec W wojsku służył od 2007 r., służył w 20 Bartoszyckiej Brygadzie Zmechanizowanej im. Hetmana W. Gosiewskiego. Była to jego druga misja. Był kawalerem. Miał 24 lata. Marcin Szczurowski To była jego pierwsza misja. W wojsku od 2003 r., służył w w 20 Bartoszyckiej Brygadzie Zmechanizowanej im. Hetmana W. Gosiewskiego. Pozostawił żonę i dwie córki. Miał 30 lat. Źródło zdjęcia głównego: TVN24 SzukajSuggestions:contractorrecruitpayrollemployer of recordglobalpedia Latest results:Go To Advanced search Globalpedia. Zasady zatrudnienia za granicą AfganistanAdministrowanie dokładnym wynagrodzeniem według przewidywalnego harmonogramu ma kluczowe znaczenie dla zadowolenia pracowników w Twojej firmie. Mimo to przestrzeganie przepisów dotyczących zatrudnienia wiąże się z wyzwaniami w Twoim lokalnym biurze — nie mówiąc już o każdym kraju… Czytaj więcej Powiedz nam, w jakich obszarach chcesz się zrobić kolejny krok na drodze do rozwoju swojej firmy lub zadać pytania dotyczące konkretnego kraju, wystarczy wypełnić formularz. Jeden z naszych ekspertów niebawem się z Tobą skontaktuje. Witamy na naszej nowo przetłumaczonej stronie internetowej! Niektóre treści są nadal w języku angielskim, gdyż dopiero wdrażamy aktualizacje. OK Po co polscy żołnierze jeżdżą na niebezpieczne misje? Bynajmniej nie z potrzeby walki o wolność i demokrację w krajach muzułmańskich. Jadą dla kasy i to pojechać na misję? Wystarczy się zgłosić, albo... zostać zgłoszonym. Dzieje sie tak w przypadku żołnierzy kontraktowych lub takich których etat nie jest do końca pewny. Można wyraźnie dać im do zrozumienia że jak nie pojadą to albo nie będzie kolejnego kontraktu, albo ich etat zniknie. A przecież każdy żołnierz zawodowy to zwykły człowiek mający dom, żonę i dzieci (no prawie każdy). W przypadku likwidacji etatu musiałby szukać nowego. Jeśli nie znajdzie go w swojej jednostce, szuka w innej. A to wiąże się z przeprowadzką. Wymaga skomplikowanej procedury przenosin wraz z rodziną. Praca dla żony, mieszkanie, szkoła dla dzieci, krąg przyjaciół. Wielu żołnierzy ma własne domy lub mieszkania i taka operacja nie wchodzi w grę . Dlatego jadą na tego dochodzą jeszcze kwestie ekonomiczne. Za pobyt na misji należą się całkiem niemałe pieniądze, zazwyczaj żołnierz zarabia ok. 4-6 razy tyle co w Polsce. I żołnierze jadą, bo mogą zarobić na utrzymanie rodziny, zbudować dom, godziwie żyć. Żaden nie ukrywa tego, że pojechał dla pieniędzy. Ryzykują życiem i zdrowiem dla swoich rodzin i ich poziomu życia. Starają się w ten sposób zapewnić im byt. A pamiętać trzeba, że wiele jednostek wojskowych znajduje się w mniej zaludnionych rejonach i często zdarza się, że żona nie ma pracy. Dlatego pieniądze z misji są tak ważne. Bo jak ma żyć np. czteroosobowa rodzina za kapitańską pensję wynoszącą ok. 2600 zł netto? A dorobić do pensji nie bardzo jest jak i kiedy - szczególnie w małych garnizonach. Misja jest więc za misję obliczana jest z tzw. kwoty bazowej wynoszącej nieco ponad 1800 zł. Dla każdego stopnia przewidziano odpowiedni mnożnik. W przypadku oficerów jest to "razy kilka". Kwota bazowa jest też podstawą do obliczenia dodatku za warunki szkodliwe (pogoda i nie tylko) - w tym wypadku dodatek wynosi miesięcznie 30-70 proc. kwoty bazowej, w zależności od rozkazu dowódcy. Do tego ok. 50 zł dziennie za pobyt w strefie wojny. Również każdy wyjazd poza bazę traktowany jest jako misja bojowa i należy się zań dodatek. Jak widać są to całkiem niemałe pieniądze, a dodatkowo na konto wpływa normalna polska pensja. Sumarycznie dla np. chorążego wychodzi łącznie około 10 tys. zł. polskim kontyngencie w Iraku służy wielu oficerów. Nie grożą im wyjazdy na patrole, mają za to ciepłe posadki w sztabach. Jedynymi problemami są upały, ewentualny ostrzał bazy i pojawiająca się stołówkowa monotonia. Skutek? Mała liczba szeregowych żołnierzy owocuje np. chorążymi pilnującymi stołówki w bazie. W Polsce nie do pomyślenia, na misji jak najbardziej. Amerykańscy żołnierze śmieją się z Polaków, że mamy tylu oficerów do rządzenia. Każdy żołnierz na misji ma przydzielony etat, który powiązany jest ze stopniem. Ponieważ przewidziano dużo wysokich etatów - wielu poruczników na okres misji przywdziewa pagony np. majora. Niestety, w drugą stronę jest gorzej - jest zbyt mało etatów dla chorążych - oni dostają etaty np. sierżantów. W armii amerykańskiej dyplomowany sierżant jest bogiem - podejmuje decyzje i za nie odpowiada. Jego odpowiednikiem w armii polskiej jest bodajże dopiero oczywiście również grupa, która jedzie dla wrażeń, gna ich ciekawość świata, chęć przeżycia wielkiej przygody. Ale pieniądze też są dla nich ważne. Ryzyko wyjazdu na misję do Iraku jest skalkulowane dość prosto. Owszem można tutaj stracić życie, ale równie dobrze można je stracić w Polsce, w wypadku samochodowym. Od początku operacji irackiej zginęło niewielu żołnierzy w stosunku do całości poszczególnych kontyngentów. To jedynie ułamek, choć za każdą z tych śmierci stoi tragedia ich rodzin. Ryzyko utraty życia (lub zdrowia) nie jest takie samo dla każdego żołnierza na misji. Część pełni różne role techniczne, logistyczne i nie opuszcza bazy praktycznie nigdy. Oni są bezpieczni - poza nieszczęśliwym wypadkiem podczas ostrzału wiadomo jeszcze jak bardzo niebezpieczna dla naszych żołnierzy będzie misja afgańska. To dopiero jej początek, ale już widać, że nie jest różowo. Żołnierze nie chcą jeździć przestarzałą wersją HMMV, niedostosowaną do obecnych warunków wojennych. Boją się o swoje życie, zdrowie. Chcą cali i zdrowi wrócić do swoich rodzin. I nie wolno się im dziwić. Wojsko musi im zapewnić najlepszy możliwy ofertyMateriały promocyjne partnera 21 czerwca 2018, Ratownictwo, Komentarze (0) Polski system ratownictwa nieustannie ewoluuje, co każdy pracownik zespołów ratownictwa medycznego odczuwa na własnej skórze. Niniejszym artykułem pragnę Was zabrać do miejsca, w którym znane nam z Polski problemy ratownicze dnia codziennego nie mają racji bytu. W miejscu tym stykają się różnorodne kultury, zasady postępowania, problemy i zagrożenia. Przenieśmy się do bazy sił koalicyjnych NATO zlokalizowanej w południowej części Afganistanu. Początkiem mojej bytności poza granicami Polski był proces rekrutacyjny do australijskiej firmy, która wygrała kontrakt zabezpieczenia ratowniczego bazy KAF. Prawie dwugodzinna rozmowa kwalifikacyjna w języku angielskim przez Skype z dwiema australijskimi rekruterkami była przedsmakiem wyzwań, które oczekiwały na mnie w „wielkim świecie”. Kiedy pod koniec 2016 roku po raz pierwszy wysiadłem z samolotu lini Flydubai i postawiłem stopę na obcej ziemi zadałem sobie jedno ważne, ale to bardzo ważne pytanie: „co ja tu właściwie robię?!”. Życie Do robienia na co dzień, wbrew pozorom, jest więcej, niż mogłoby się wydawać. Baza KAF to kilkutysięczne miasteczko, zamieszkane przez żołnierzy wielu narodowości ( Amerykanów, Bułgarów, Rumunów) oraz pracowników cywilnych z zakątków całego globu. W odciętej od świata lokalizacji pracuje ogrom Kenijczyków, Filipińczyków, Hindusów, Brytyjczyków, Australijczyków i wielu innych nacji. Jest także garstka nas – polskich ratowników medycznych. Upływające dni na terenie bazy są do siebie bardzo podobne. Rytm dnia wyznaczają godziny wydawania posiłków w DFACach (stołówkach – dining facilities). To tam najwyraźniej można zaobserwować multikulturowość mieszkańców. Poza jadłodajniami, w których posiłki wydawane są bezpłatnie, w bazie funkcjonują dwa sklepy (tzw. „PX”), w których kupić można praktycznie wszystko. Od środków higienicznych, poprzez słodycze i chińskie zupki, na odzieży, smartfonach i innej elektronice kończąc. Jedynymi używkami dopuszczonymi na terenie bazy są papierosy i tytoń (który to rzuć wyjątkowo uwielbiają Amerykanie). Choż cały KAF objęty jest pełną prohibicją i tak kilkukrotnie zdarzyły nam się interwencje do osób pod wpływem…Całkiem jak w Polsce, tyle, że w zdecydowanie mniejszym natężeniu. Poza powyższymi udogodnieniami ważnym punktem na mapie bazy jest tzw. „boardwalk” – drewniany, zadaszony deptak, pośrodku którego znajdują się boiska. W przeszłości dookoła boardwalku rozmieszczonych było wiele punktów gastronomicznych (także amerykańskich fast foodów) i sklepików. Obecnie czynnie działają tam dwie kawiarnie i pizzeria/kebab. To w tych miejscach każdego wieczoru, o ile temperatura pozwala, zbierają się dziesiątki mieszkańców różnych narodowości by podyskutować z przyjaciółmi przy butelce wody lub kupionej obok kawy. Czas wolny można spędzić także na jednej z kilku siłowni, zajęciach z crossfitu, karate lub tańca albo też na seansie filmowym w mikroskopijnych rozmiarów kinie. Praca ratownika w bazie w Afganistanie W temacie pracy. Naszym głównym zadaniem jest pełnienie dyżurów medycznych w trybie 24/24. Doba dyżuru, po niej doba wolnego. Dysponujemy kilkoma zespołami będącymi w ciągłej gotowości, by każdemu pacjentowi pomóc w możliwie jak najkrótszym czasie. Skład zespołów i specyficzne środowisko pracy powodują, że każdy z naszej ratowniczej ekipy musi być samodzielnym, doświadczonym medykiem. Każdy z nas przygotowany jest na sytuacje, w których będzie musiał działać w pojedynkę, nie licząc na szybkie dotarcie wsparcia. Niezbędne są nie tylko szeroka wiedza, umiejętności manualne ale i wysoko rozwinięta decyzyjność a także odporność na stres odmienny od tego, który znamy z ZRM. Typowy dzień pracy rozpoczyna poranna odprawa całej ekipy, podczas której nasz przełożony (EMS Chief) przekazuje nam bieżące informacje i rozdziela ewentualne dodatkowe zadania na dany dzień. To też moment, w którym jako ratownicy przejmujemy dyżur. Sprawdzamy stan leków, przekazujemy je sobie oraz sporządzamy stosowną dokumentację. Wyposażenie karetek w zabudowie kontenerowej, w niemałym zakresie jest zbliżone do znanego nam z Polski. Oczywiście, z racji specyfiki miejsca pracy, więcej u nas staz taktycznych, opatrunków typu „izraelskiego”, noszy wojskowych czy chociażby…butelek wody pitnej (temperatura w lecie jest niewyobrażalnie wysoka). Ciekawostkę mogą stanowić leki. Leków mamy dostępnych zdecydowanie mniej niż ratownik w obecnych, polskich warunkach. Wśród nich jest morfina, ketamina oraz penthrox. Ten ostatni, czyli methoxyflurane, to wziewny anestetyk administrowany samodzielnie przez pacjenta z charakterystycznego, zielonego „gwizdka”. Jest on powszechnie stosowany w opiece przedszpitalnej w Australii. Pracujemy na Lifepakach 15 w pełnej opcji monitorowania, co w Polsce niestety ale wciąż nie jest standardem. W wielu sytuacjach odległość z miejsca zdarzenia do amerykańskiego szpitala o najwyższym stopniu referencyjności jest tak niewielka, jego obsada tak ogromna, świetnie wyszkolona i przygotowana na pomoc nawet wielu poszkodowanym jednoczasowo, że schemat postępowania „load & go” stanowi nierzadko najlepsze rozwiązanie dla życia pacjenta w ciężkim stanie. Pisząc o pracy warto wspomnieć o kilku faktach. Po pierwsze, nasza praca opiera się o australijskie wytyczne firmy – dokument o objętości 160 stron. Różnią się one od polskich wytycznych przede wszystkim faktem, że są. W polskich pogotowiach wciąż to rzecz spychana wiecznie na dalszy plan. Naszymi zadaniami, poza odpowiadaniem na typowe zgłoszenia alarmowe (nieuzasadnione również się przytrafiają), jest odbieranie pacjentów ze śmigłowców MEDEVAC a także transport poszkodowanych/chorych do i ze szpitala. Oczywiście codzienna praca i życie odbywają się w języku angielskim, co może brzmieć dla niektórych banalnie, jednak praktyka i bogactwo dialektów weryfikują własne umiejętności językowe. Liczba wyjazdów jest zdecydowanie mniejsza niż w Polsce, co wynika z faktu, że teoretycznie wszyscy na terenie bazy są zdrowymi ludźmi. Typowe dyżury są nieporównywalnie spokojniejsze niż w polskiej codzienności ratowniczej. Bywają jednak dni intensywne, kiedy np. napływ rannych z pola walki jest duży (najczęściej w wyniku eksplozji IED – improvised explosive device) lub po zamachach terrorystycznych w okolicy. W takich chwilach nawet ci z nas, którzy nie pełnią dyżuru są wzywani do pomocy lub też sami się zgłaszają, by wspomóc kolegów w pracy. Działamy tylko i wyłącznie na terenie bazy, nie wyjeżdżamy poza jej teren. Takie momenty jednak, jak i np. siedzenie przez dwie godziny w bunkrze podczas ataku rakietowego przypominają, że nasze środowisko pracy i życia jest odmienne od wcześniej znanego. Jak i w polskim ratownictwie tak i w KAF nie ma typowych pacjentów. Jednego dnia będzie to żołnierz, który zemdlał na siłowni i jest odwodniony, innego dnia żołnierz, który przyleciał śmigłowcem po wybuchu ładunku, jest pacjentem nieprzytomnym, „alfa” w naszej nomenklaturze, i ma obrażenia wielonarządowe. Innego dnia będzie to transport chorego z zapaleniem wyrostka robaczkowego, pacjent z bólem w klatce piersiowej, któremu chwilę później zostaje zdiagnozowane zapalenie mięśnia sercowego lub też zgłoszenie alarmowe do wypadkowego postrzelenia kolegi w udo z broni kalibru 9 mm. Przypadków, choć nie mamy dużo, to są różnorodne i jak zawsze w ratownictwie – nieprzewidywalne. Dlatego też stałym elementem naszego pobytu i pracy w KAF są regularne szkolenia, w tym najczęstsze – z postępowania na wypadek zdarzenia masowego. I choć takowe w bazie podczas naszego pobytu się nie wydarzyło a żaden atak rakietowy nie zranił nikogo, to musimy być przygotowani na najgorsze, co niestety, ale jest realnym scenariuszem. Rutyna zabija, co wiem doskonale po latach pracy w polskim systemie ratownictwa medycznego. Tym bardziej więc zdaję sobie sprawę, że każdy ratownik medyczny, włącznie ze mną, powinien być czujny opiekując się każdym, ale to każdym pacjentem. Niezależnie od tego, czy pomaga człowiekowi z „typowym” bólem brzucha od tygodnia, urazem kończyny dolnej lub też wyglądającym na nerwoból bólem w klatce piersiowej. Profesjonalizm przede wszystkim! ******* FAQ czyli najczęściej zadawane pytania Od czasu do czasu dostaję od znajomych i nieznajomych różne pytania związane z pracą i życiem ratownika medycznego w bazie w Afganistanie. Liczba zapytań nasiliła się po kilku publikacjach związanych z rekrutacją do firmy, w której pracuję. Z tego też tytułu postanowiłem niektóre z pytań zebrać w jednym miejscu poniżej, aby ułatwić poszukującym informacji ich znalezienie. Jeśli w powyższym tekście lub poniższym zestawieniu nie znalazłeś Czytelniku odpowiedzi na swoje pytanie oznacza to, że prawdopodobnie nie jestem uprawniony do udzielenia danej informacji. Na zamieszczonej w dalszej części artykułu grafice znajdziesz e-mail do naszego managera projektu (PM), który może Ci udzielić dodatkowych informacji. Zaczynamy! Ile wynosi wynagrodzenie w tej pracy? To jest pytanie, które każdą możliwą drogą jest mi zadawane najczęściej i zarazem stanowi jedno z tych, na które NIE MOGĘ odpowiedzieć ze względu na zapisy w mojej umowie. Przykro mi bardzo. Gdzie można wysłać swoje zgłoszenie/kandydaturę? W niedawnym wpisie, Ratownik medyczny w Afganistanie – oferta pracy dla zdecydowanych!, opublikowałem oficjalne ogłoszenie o pracę. Firma również i teraz prowadzi rekrutację polskich ratowników medycznych, w tym pod koniec czerwca 2018 jej przedstawiciele będą obecni na Rescue Expo w Gdańsku. Aktualne ogłoszenie widzisz poniżej. We wszelkich kwestiach związanych z rekrutacją nie obawiaj się napisać pod wskazany adres. Do mnie nie pisz, nie zajmuję się rekrutacją nowych pracowników i nie potrafię lub nie mogę udzielić odpowiedzi na wszystkie pytania. Możesz również rzucić okiem na stronę internetową firmy: Anodyne Services Australia oraz zaobserwować jeszcze świeży właściwie fanpage ASA na FB. Jak wygląda proces rekrutacji? Jakie stawiają wymagania? Wymagania stawiane kandydatom można zobaczyć powyżej. Proces rekrutacji zaczyna przesłanie swojego CV do firmy pod wskazany adres. Dalszych informacji dowiesz się już od managera projektu, możesz także zjawić się na Rescue Expo w Gdańsku i zapytać osobiście o szczegóły. CV lub maila powinienem wysłać w języku polskim czy angielskim? Potraktuj zgłoszenie swojej kandydatury jako test na inteligencję. Jeśli na ogłoszenie o pracę napisane po angielsku dostaniesz odpowiedź w języku polskim – zdałeś. A tak już na serio pisząc, firma ma siedzibę w Australii a nasz PM jest Nowozelandczykiem. Nie, nie zna jednego z najtrudniejszych języków na świecie. Czy można polecieć na miesiąc i zobaczyć jak tam jest? Nie ma takiej możliwości. Czy „biorą kobiety”? Rekrutacja jest otwarta dla wszystkich, którzy spełniają określone w niej wymagania. Czy możesz mnie zarekomendować/polecić? Jeśli się lubimy, szanujemy, nigdy nie zawiedliśmy się na sobie, po drodze spędziliśmy ze sobą w ambulansie na dyżurach przynajmniej kilkaset godzin i generalnie dałbym sobie za Ciebie rękę uciąć to tak, mogę. Czy cały czas jest się w gotowości czy jest czas wolny? Ile trwa dyżur? W praktyce pracujemy 24/24. Doba dyżuru a po niej doba wolnego. Na wypadek jednak zdarzeń nieprzewidzianych czy nadzwyczajnych w każdym momencie dnia lub nocy możemy zostać ściągnięci do pracy. Zdarza się również nierzadko, że w przypadającym dniu wolnym bierzemy udział w różnych szkoleniach/treningach, co z reguły i tak stanowi przyjemne zagospodarowanie czasu wolnego. :-) Na jaki okres czasu trzeba wyjechać? Na miejscu spędzamy, nie wdając się w szczegóły, około dwa miesiące, po których na tyle samo zlatujemy do kraju. Dokładniejszych informacji udzieli Ci PM. Jakie wykształcenie trzeba mieć żeby pracować tam gdzie ty? Aby móc aplikować należy mieć ukończone studia pierwszego stopnia z ratownictwa medycznego. Odpowiadając na inne pytania dot. edukacji, posiadanie kwalifikacji ratownika (KPP) czy jakichkolwiek kursów taktycznych (np. TCCC) bez ukończenia w/w studiów nie daje możliwości zatrudnienia na stanowisku „paramedic”. Jak wygląda zatrudnianie lekarzy/pielęgniarek w bazie w Afganistanie? W przypadku bazy KAF główną placówkę medyczną stanowi szpital amerykański, zatrudniający z tego co wiem tylko i wyłącznie amerykańskich żołnierzy-medyków. O ile się orientuję nie zatrudniają oni medyków innych narodowości. Poza wspomnianym szpitalem w bazie (i pewnie w innych również) istnieją prywatne placówki medyczne o niższej referencyjności, które z nazwy są „klinikami”, praktycznie jednak można by je przyrównać do polskich przychodni. Oferują one podstawową opiekę medyczną dla pracowników różnych firm w bazie i w tychże miejscach raczej nie ma co liczyć na jakąkolwiek medycynę ratunkową. Jaki jest w bazie poziom ratownictwa? Poziom ratownictwa przedszpitalnego na terenie bazy w dużej mierze zależny jest od nas – polskich ratowników medycznych. Wszelkie nasze umiejętności z Polski możemy tu wykorzystywać, ogranicza nas jedynie liczba dostępnych leków. Tych mamy zdecydowanie mniej w karetce niż w Polsce. Medycyna w szpitalu amerykańskim jest na najwyższym poziomie. Szczególnie w ujęciu urazowym jako, że na przyjmowanie takich właśnie pacjentów personel tam jest nastawiony. Nie oznacza to, że innymi przypadkami, np. internistycznymi się nie zajmują, natomiast nie wszelkie możliwości leczenia są tam dostępne. Najlepszy przykład stanowić może pacjent z OZW, któremu diagnostyka i farmakologia zostaną wdrożone ale już na przezskórną interwencję wieńcową będzie musiał polecieć do placówki poza bazą. Czy w bazie jest względnie bezpiecznie? Zależy jak zdefiniujemy bezpieczeństwo względne. Z jednej strony to nie jest tak, że każdego dnia kule albo rakiety przelatują nam nad głowami. Z drugiej pamiętamy na co dzień o tym, że na ziemiach Afganistanu konflikt jest cały czas obecny. Oczywiście, zdarzają się co jakiś czas ataki rakietowe na bazę. Na szczęście, odkąd pracuję, nikt w wyniku takowego nie został u nas ranny. Pamiętać jednak należy, że choć nie wyjeżdżamy poza bazę, to ona sama wciąż jest zlokalizowana w Afganistanie a nie w Ciechocinku. Chcę pojechać na misję jako medyk z wojskiem – jak to zrobić? Szczerze? Nie mam pojęcia. Nigdy nie byłem i nie będę żołnierzem, pracuję na stanowisku cywilnym jak i każdy w naszej firmie. Domniemam jednak, że trzeba napisać w tej sprawie do kogoś z wojska. Mam wieloletnie doświadczenie zawodowe ale mój angielski nie jest na najlepszym poziomie. Czy mam szansę na pracę? Szansę być może masz ale miej świadomość, że bez komunikatywnego angielskiego raczej marną. Oczywiście każdy z kandydatów przed wyjazdem musi przejść rekrutację, której jednym z etapów jest wideokonferencja z pracownikami firmy w Australii. Musisz być przygotowany na ok. godzinną rozmowę w j. angielskim. U mnie akurat były to prawie dwie godziny. To taka wstępna weryfikacja umiejętności językowych. Dodatkowo, każdy z kandydatów jeszcze przed wyjazdem musi zdać na odpowiednim poziomie egzamin STANAG 6001, aby móc pracować na terenie bazy sił koalicyjnych NATO. Pamiętaj również, że komunikacja na co dzień zarówno z przełożonymi, współpracownikami jak i pacjentami odbywa się w języku angielskim. Czy angielska rejestracja hcpc i doświadczenie w pracy na wyspach to plus? Jestem przekonany, że sama w sobie praca w środowisku anglojęzycznym jest plusem z założenia. Ja takowego doświadczenia nie miałem przed wyjazdem i nigdy nie ukrywałem, że na początku niełatwo było mi się odnaleźć w tak odmiennym od polskiego ZRM środowisku. Jakie dodatkowe kursy są wymagane do pracy? Firma wymaga od potencjalnych pracowników typowych certyfikowanych kursów medycznych, tj. BLS, ACLS/ALS oraz ITLS/PHTLS. Co istotne, muszą być one aktualne (ważne) zgodnie z założeniami danej organizacji certyfikującej. Jaka jest pogoda w Afganistanie? To zależy od miesiąca. Generalnie przez większość roku jest ciepło, by nie napisać gorąco. W lecie jest cholernie gorąco! Temperatura w ciągu dnia sięga lub nawet przekracza 40 stopni w cieniu. Natomiast w sezonie zimowym temperatura w nocy spada do ok. minus 5-7 stopni Celsjusza a w ciągu dnia i tak jest dodatnia, rzędu 5-10 stopni. Praca jest w środowisku cywilnym czy wojskowym? Choć pracujemy w Afganistanie, to żyjemy i wszelkie działania zawodowe wykonujemy w środowisku cywilnym TYLKO na terenie bazy. Nie wyjeżdżamy ani na sekundę poza jej teren i nie ma takiej opcji, abyśmy jako cywile jakiekolwiek czynności realizowali poza bazą. Z przedstawicielami jakich nacji pracujesz w firmie? W naszej firmie zatrudnieni są Australijczycy, Nowozelandczycy, Filipińczycy, Kenijczycy, Nepalczyk oraz my, Polacy. Na terenie bazy ogólnie nacji jest dużo więcej, praktycznie z każdego zakątka świata. Czy są w bazie sklepy/sklepy z pamiątkami? Typowych sklepów z pamiątkami nie ma, są natomiast dwa „ogólne” sklepy ze wszystkim co do przeżycia niezbędne: od odzieży po laptopy, od zupek chińskich po kuchenki mikrofalowe. ;-) Czy ciężko było ci się odnaleźć na miejscu? I tak i nie. To zależy. Po pierwszej rotacji a wracając na drugą czułem się dosyć pewnie wiedząc już, gdzie i po co jadę oraz jak wygląda sytuacja na miejscu. Najtrudniejszym chyba elementem dla mnie osobiście było odnalezienie się w środowisku życia oraz pracy anglojęzycznym, z bogactwem dialektów i ludzi z całego świata. Dużo jest pracy z typowego TC3? Z założenia nasza praca ma miejsce tylko na terenie bazy i wszelkie działania podejmujemy po zabezpieczeniu miejsca zdarzenia przez odpowiednie służby, jak w ratownictwie cywilnym. „Typowe TC3” z nazwy jest „taktyczno-bojową opieką nad poszkodowanym”. Odpowiedź więc brzmi: nie. Jak to jest być ratownikiem taktycznym? Nie mam pojęcia. Ja jestem ratownikiem medycznym i taktycznym nigdy nie będę (patrz pkt. dot. mojego niebycia żołnierzem). Ba! Nie znam nawet ulokowanej w prawie definicji takowego ratownika taktycznego. Musisz więc spytać kogoś ze znajomych, jak to jest być taktycznym ratownikiem. Wyświetlenia: 4 836 To nie koniec! Przeczytaj najnowsze wpisy: Mam na imię Wojciech Smaga, mam 29 lat. Do zawodu ratownika medycznego namówiła mnie siostra, która jest pielęgniarką. Od zawsze interesowałem się sportami wodnymi, w wieku lat 17 zostałem młodszym ratownikiem wodnym. Po dwóch latach zrobiłem kurs na ratownika wodnego i po zakończeniu edukacji w szkole średniej, postanowiłem podwyższyć swoje kwalifikacje co do udzielania pierwszej pomocy osobom poszkodowanym. Tak trafiłem do studium medycznego im. Prof. Stanisława Liebharta w Lublinie. W trakcie nauki uczestniczyłem w wielu pokazach oraz symulacjach akcji ratowniczych na terenie Lubelszczyzny. Od 2006 roku pracuję w zawodzie. W latach 2006-2011 zdobywałem doświadczenie w wielu miejscach: Kolumna Transportu Sanitarnego ?TRIOMED? w Lublinie (18 miesięcy), Izba Przyjęć z Oddziałem Pomocy Doraźnej I Szpitala Wojskowego w Lublinie oraz praca w oddziale chirurgicznym tegoż szpitala (16 miesięcy), Szpitalny Oddział Ratunkowy ZOZ MSWiA w Lublinie (33 miesiące), Wojewódzkie Pogotowie Ratunkowe w Lublinie - nadal (36 miesięcy). Praktyki w szpitalnych oddziałach klinicznych na terenie SPSK4 oraz SPSK1 w Lublinie. I i II Konferencja Polskiego Towarzystwa Medycyny Ratunkowej, udział w szkoleniach ACLS, PALS, BLS-AED (instruktor ERC), udział w zawodach ratownictwa medycznego. Poza pracą interesuję się przede wszystkim uprawianiem sportu w każdej formie i postaci (głównie wyczynowe). Do wyjazdu na misję w Afganistanie skusiła mnie możliwość sprawdzenia się w tych ekstremalnych warunkach oraz ciekawość. Przygotowania do wyjazdu na misję miały przebiegać intensywnie w ciągu 10 miesięcy. Miały polegać na szkoleniach z zakresu: zapoznania się z obsługą broni, warunków panujących na misji, ćwiczeniach poligonowych w zakresie działań operacyjnych i medycznych w trakcie ciężkich warunków bojowych, tj. ostrzału, walki w terenie, itp. Niestety jak pokazała rzeczywistość, nie odbyłem żadnego szkolenia? Miesiąc przed wylotem dostałem informację o konieczności zrobienia badań oraz szczepień, pobrania sortów mundurowych, podpisania umowy z Dowództwem Operacyjnym i dacie zgłoszenia się do jednostki wojskowej. Jeśli chodzi o przestawienie się i przyzwyczajenie do tzw. ?drylu? wojskowego to nie było większego problemu, ze względu na to, że pracowników cywilnych nie obowiązuje większość regulaminów wojskowych. Natomiast na miejscu (czyli w Afganistanie) trzeba było szybko przyzwyczaić się do noszenia kamizelki na stałe, trzymania głowy nisko oraz szybkiego biegania, w razie czego. W bazie, w której przebywałem było ambulatorium oraz był na miejscu lekarz, więc sprawa prosta ? wszystkie czynności wykonywane były na zlecenie lekarza. Ja byłem przypisany do oddziału operacyjnego, w którym lekarza nie było. Bezpośrednim przełożonym był dowódca grupy ewakuacji medycznej, w tym przypadku dyplomowany ratownik medyczny. W czasie działań poza bazą, wszystko co robiliśmy zależało tylko i wyłącznie od naszych kwalifikacji, wiedzy oraz doświadczenia. Nie było czasu, a także możliwości na kontaktowanie się z lekarzem, co do kwestii podejmowanych działań. Wykorzystywaliśmy wszelkie możliwe sposoby oraz posiadaną wiedzę, by pomóc rannym i poszkodowanym. Współpraca z moim dowódca przebiegała wzorowo, był nim ratownik po szkole w Łodzi, co prawda kilka lat młodszy ale bardzo dobrze przeszkolony, wiele uczyliśmy się od siebie wzajemnie. Sprzęt, który posiadaliśmy nie różnił się niczym, od sprzętu który używam na co dzień w pogotowiu czy szpitalu. Do dyspozycji mieliśmy defibrylator ?ZOLL?, automatyczny defibrylator AED, szyny Kramera, kołnierze, deski, podbieraki, nosze (3szt w Wozie Ewakuacji Medycznej), tlen, plecaki z pełnym wyposażeniem: materiały opatrunkowe, kroplówki, rurki intubacyjne, maski krtaniowe, rurki ?LMA?, worki samorozprężalne, zestaw łyżek z do intubacji, wkłucia, wkłucia doszpikowe, itp. Czyli wszystko to co w standardzie jest na wyposażeniu każdego ZRM. Jeżeli chodzi o leki, to w ampularzu, znajdowały się te medykamenty, które ratownik może używać. Gorzej było jeśli chodzi o leki ścisłego zarachowania czyli narkotyki. Każdy żołnierz, czy też pracownik wojska, przebywający na misji posiadał pakiet indywidualny, w którego skład wchodziła ampułko-strzykawka z Morfiną 20mg, do podaży domięśniowej jednorazowego użytku, oraz opaska uciskowa. Z nowych rzeczy, które miałem okazję zobaczyć (bo nie zdarzyło mi się użyć), mogę wymienić zasypki do dużych ran, obficie krwawiących ?Celox? oraz ?Qicklot?. O sprzęt trzeba było dbać, a przede wszystkim walczyć o uzupełnienie braków. Z tym drugim czasem naprawdę były spore przeprawy, min. ze względu na miejsce stacjonowania oraz związane z tym trudności w dostarczeniu sprzętu i materiałów medycznych, nie wspominając już o współpracy z ludźmi odpowiedzialnymi za zaopatrzenie? Praca ratowników w Afganistanie bardzo się różni. Chodzi tu o miejsce stacjonowania i pracy, oraz wyznaczone zadania. Inny rozkład planu dnia mieli ratownicy przydzieleni do ambulatorium, inny ratownicy będący przydzieleni do odpowiednich grup bojowych, czy też operacyjnych. Osoby pracujące w ambulatorium miały wyznaczane dyżury, tak jak na SOR-ach. Natomiast praca ratowników przydzielonych do grup bojowych, czy operacyjnych, polegała głównie na zabezpieczeniu medycznym, żołnierzy wykonujących patrole oraz inne zadania poza bazą. Często warunki z jakimi się spotykaliśmy wymuszały na nas reagowanie nie tylko na patrolu ale także i w bazie. Gdy chodziło o ratowanie ludzi, nikt nie patrzył tak naprawdę gdzie jest przydzielony i jakie ma zadania, liczyła się każda minuta i para rąk do pomocy. Dlatego też często współpracowaliśmy razem. Czy osoba, która dopiero skończyła dyplom może spokojnie jechać na taką misję? Nie wiem jak do tego tematu podchodzi pracodawca, bo to głównie od niego zależy kogo przyjmuje do pracy, ale wg mojej oceny nie każdy nawet bardzo dobrze doświadczony i przeszkolony ratownik nadaje się do pracy w takich warunkach. W trakcie zdarzenia, podczas ciężkich warunków bojowych nie ma czasu na zdobywanie doświadczenia, szlifowania umiejętności nabytych w trakcie nauki, czy uczenia się nowych rzeczy. Osobiście odradzałbym, ?świeżym? ratownikom wyjazd na misję. Pewność w podejmowaniu decyzji oraz doświadczenie zdobywane w czasie pracy, czy nabyte na różnych szkoleniach, a zwłaszcza na zawodach jest bezcenne!!! Wiele akcji ratunkowych mam w pamięci i ciężko byłoby wyłonić tą najcięższą, gdyż każda różniła się okolicznościami w jakich zaszła oraz warunkami w jakich przyszło nam udzielać pomocy rannym. Najciężej chyba jest ratować kolegów, z którymi się przebywa na co dzień i bardzo dobrze zna, zwłaszcza pod ostrym ostrzałem. A na pewno nikt nie jest przygotowany na widok śmierci osób bliskich. Do pracy wróciłem normalnie, bez większych przeszkód, szybko się zaadoptowałem. Wszystkim wybierającym się na misję radziłbym zastanowić się poważnie i przemyśleć dwa razy zanim podejmą taką decyzję. Nie wszystkim udało się wrócić? Ryzyko jest dość duże. Owszem wyjazd jest wielkim wyzwaniem i życiową przygodą, ale czy wartą poświęcenia własnego życia? Pytanie zostawiam otwarte. Co do zwiedzania ? marne szanse. Czy pojechałbym jeszcze raz? Hehehe, zobaczymy 😉 Zobacz fotoreportaż:

misja w afganistanie zarobki