Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie w Wieluniu informuje, iż od 20 kwietnia 2020r (poniedziałek) Samorząd Województwa Łódzkiego uruchomił Regionalny Interwencyjny Telefon Zaufania dla Dzieci i Młodzieży. Na telefony młodych ludzi czekają specjaliści: psychologowie, psychoterapeuci, osoby specjalizujące się w interwencjach kryzysowych.
Jest to telefon zaufania, a nie organizacja która ma jakąś moc prawną, ale doradzą Ci, gdzie powinnaś zgłosić patologiczne zachowania. Czy jest jakiś ośrodek, czy na policję. 7,8 - jeśli będziesz stawiać opór, mogą użyć przymusu bezpośredniego (kajdanek itp).
telefon kontaktowy :609262597 lub mail : martin5558@wp.pl Cz, 11-03-2010 Forum: Lumpeksy i odzież używana - Brytyjski demobil Demobil - pytanie
W Polsce Telefon 116 111 prowadzi Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę. Telefon Zaufania dla Dzieci i Młodzieży 116 111 jest dostępny codziennie od 12 do 2, pomoc online dostępna jest całą dobę
Czyli najpierw problem żołnierza rozwiązywany jest na poziomie kompanii – najpierw dowódca, potem mąż zaufania na poziomie kompanii, jeżeli tutaj problem nie zostanie rozwiązany, to przekazywany jest on na poziom batalionu, jeżeli tam nie ma możliwości rozwiązania, to problemy trafiają do brygady, a dopiero na końcu do męża
kesan dan pesan guru untuk siswa kelas 6. Na zdjęciu: Uczestnicy dyskusji panelowej „Polska racja stanu a problem niemiecki”. Jubileusz 60-lecia Instytutu Zachodniego. Od lewej siedzą: Andrzej Olechowski, Bronisław Geremek, Adam Krzemiński, Andrzej Sakson, Władysław Bartoszewski, Adam D. Rotfeld. Fot. Instytut Zachodni w Poznaniu / Wybór zdjęcia ============================================ Niezwykle tolerancyjny musi być naród, w przeważającej mierze katolicki, wybierający prezydenta mającego żydowskich przodków, syna rabina na ministra, wnuka żołnierza Wehrmachtu na premiera, oddający w większości głos na partię kierowaną przez mniejszości narodowe. Nazywając Jana Kobylańskiego antysemitą i typem spod ciemnej gwiazdy, za najbardziej obciążający zarzut Sikorski uznał spostrzeżenie lidera południowoamerykańskiej Polonii: W Polsce muszą rządzić Polacy, to tragedia, że w polskim MSZ 80 proc. stanowisk mają Żydzi”. Ciekawe, że dostrzegł to też Bartoszewski. W lutym 2011 r. po wizycie premiera w Jerozolimie, znany z niepohamowanego gadulstwa, ogłosił: Polska to ewenement. Proszę wskazać inny kraj w Europie, w którym w ostatnim 20-leciu trzech szefów dyplomacji, Meller, Rotfeld i Geremek, było żydowskiego pochodzenia, jeden ma honorowe obywatelstwo Izraela, a obecny ma żonę Żydówkę (dziwnie zapomniał o rodowodzie swoim, swojej żony i żony prezydenta). Z kolei minister (ten od żony Żydówki) przy tej samej okazji zadekretował: Polska to kraj filosemicki. Wiemy, także od Bartoszewskiego, jak zostaje się ministrem spraw zagranicznych. Geremek telefonicznie zapytał go: Władek, mam dla ciebie propozycję na tak lub na nie. Chcesz porządzić w MSZ? Ewenementem w skali światowej jest zdominowanie przez mniejszość jednego z decydujących segmentów administracji publicznej, i to w kraju o społeczeństwie homogenicznym narodowościowo, jak żadne inne w Europie. Rzeczą złą jest dyskryminowanie kogokolwiek tylko z powodu jego pochodzenia, ale haniebną – wymuszanie dla siebie specjalnych przywilejów tylko dlatego, że się jest określonej nacji i wzajemne wspieranie się w tym w ramach solidarności etnicznej. Niezwykle tolerancyjny musi być naród, w przeważającej mierze katolicki, wybierający prezydenta mającego żydowskich przodków, syna rabina na ministra, wnuka żołnierza Wehrmachtu na premiera, oddający w większości głos na partię kierowaną przez mniejszości narodowe. W tej sytuacji Bartoszewski i Sikorski stają za granicą przed nie lada trudnym i dwuznacznym zadaniem przekonywania rozmówców, że ich oskarżenia Polaków o nacjonalizm, antysemityzm i ksenofobię oraz że w Polsce nie brak ludzi myślących tak, jak Breivik, są prawdziwe. W świecie cywilizowanym od dawna funkcjonuje zawodowy korpus urzędników, pozostających w służbie państwa, obowiązują jasne kryteria przystępowania do niego, a dyplomatami są ludzie znający swój fach. Nie z układu, ale za sprawą prezentowanych kompetencji. Nienaganna przeszłość, poczucie odrębności wobec innych narodów kształtowane przez czynniki takie, jak: język, świadomość pochodzenia, poczucie tożsamości narodowej, historia, więzy krwi, stosunek do dziedzictwa kulturowego, szczególnie ujawniające się w sytuacjach kryzysowych, gdy potrzebne jest wspólne działanie na rzecz ogólnie pojętego dobra narodu – oto podstawowe cechy, które powinny określać dyplomatę Rzeczypospolitej. Niestety, można powiedzieć, że w Polsce obowiązuje model stalinowski, gdzie ambasadorami i wysokimi rangą dyplomatami zostają ludzie, których główną rekomendacją jest znajomość z kimś ważnym, przynależność do jednej koterii, rasy. Pomaga metryka urodzenia i powiązanie z klanowym układem narodowościowym. Czasami wygląda na to, że dobrze być „wyselekcjonowanym przez Kiszczaka” lub „poleconym przez Urbana”. Szansę stworzenia po 1989 r. profesjonalnej służby dyplomatycznej zmarnowało wąskie grono ludzi związanych z Geremkiem, którzy potraktowali MSZ niemal jak łup, obsadzili w nim wszystkie ważniejsze stanowiska, dobrze przy tym chroniąc PRL i jego nomenklaturę. Jeśli się przyjrzeć bliżej sprawie Geremka, w ścisłym kierownictwie dyplomaci z klucza narodowościowego stanowili nie mniej niż 80 procent. Paradoksalnie – równocześnie jego partia oraz jego „organ prasowy” – „Gazeta Wyborcza” – twierdzili, że Polska to kraj nękany antysemityzmem bez Żydów. Że chodziło o coś zupełnie innego, niech świadczą wypowiedzi sojuszników Geremka „w rządzeniu ksenofobicznym narodem”. W wywiadzie dla ukraińskiego „Zierkało Niedieli” – Kwaśniewski rzekł: w naszym kraju nie ma zbyt licznie reprezentowanych mniejszości narodowych, tym bardziej je więc wysoko cenimy. Wtórował mu Michnik: być może rządy AWS przyniosą pożegnanie z mityczną, choć bezsensowną wiarą w państwo narodowo-katolickie rządzone przez lustratorów i dekomunizatorów. I przyniosły – w MSZ do takiego pożegnania doszło. „Dorobek kadrowy” Geremka w uwalnianiu MSZ od chorej polskiej ksenofobicznej tradycji był zaiste imponujący. Znaczna ilość nie tylko ważnych stanowisk, ale także dotyczących szeroko rozumianej polityki zagranicznej znalazły się pod kontrolą owej mniejszości: Geremek i jego ekipa w MSZ, przewodniczący komisji spraw zagranicznych Sejmu i Senatu, szef Komisji Integracji Europejskiej, doradca lidera „S” ds. zagranicznych. Jeśli dorzucimy do nich, jak go nazwał Siemiątkowski, „Mojżesza polskiej lewicy” – Kwaśniewskiego, upiorny krąg się domknął. Przedstawiciele owej mniejszości niby żartem konstatowali, że w takiej sytuacji zebranie „minianu”, tj. co najmniej 10 mężczyzn potrzebnych dla odbycia popołudniowej modlitwy żydowskiej, stało się w ścisłym kierownictwie MSZ, po raz pierwszy od 1968 r., znowu możliwe. Dzieła Geremka w MSZ dokończył Sikorski. Ludzie „korporacji Geremka” masowo pojawili się w jego otoczeniu, a on sam skutecznie „dba” o nich, chyba spłacając w ten sposób dług z kampanii wyborczej. Gabinety dyrektorskie ministerstwa wypełniły się – tak, jak za czasów Geremka – prawdziwymi weteranami grupy „wujka Bronka”. Przyglądając się polskim dyplomatom, nie sposób nie zauważyć, że najatrakcyjniejsze ambasady otrzymali w mniejszym lub większym stopniu związani z nieboszczką UW. Całą dwulicowość Sikorskiego można by streścić w nominacji Ryszarda Schnepfa na ambasadora w Waszyngtonie. Schnepf to ważna postać „lobby żydowskiego”: jego ojciec, funkcjonariusz Informacji Wojskowej, przez wiele lat stał na czele Związku Religijnego Wyznania Mojżeszowego, a sam syn w latach 90. był dyrektorem w Fundacji Shalom, kierowanej przez Gołdę Tencer i Szymona Szurmieja. Gdy przypomnimy, że od dwóch lat konsulem generalnym w Nowym Jorku jest czołowa filosemitka Ewa Juńczyk-Ziomecka, a w Los Angeles Joanna Frybes-Kozińska, można wręcz powiedzieć, że stosunki polsko-amerykańskie Sikorski zamienił w stosunki żydowsko-amerykańskie. Po 1944 r. Stalin z pełnym cynizmem powierzył władzę w Polsce etnicznym mniejszościom, umieścił kolaborujących z Sowietami Żydów na kluczowych stanowiskach w partii i administracji państwowej. Najważniejsze ministerstwa, w tym spraw zagranicznych, zostały obsadzone przez jej przedstawicieli. Był to wyrachowany zamysł socjotechniczny dla zniewolenia i podzielenia Polaków. Mniejszość poddawała się łatwej kontroli, była w opozycji do większości, spełniała wszystkie polecenia nowego okupanta. Ważne także były motywacje ideologiczne, tj. jej historyczne zauroczenie komunizmem. Stalin po wojnie przysłał do Polski tysiące takich agentów, aby w miejsce wyniszczonych polskich elit stanowili trzon nowej „polskiej” inteligencji. Najważniejsze stanowiska rządowe objęli wywodzący się z KPP ludzie narodowości żydowskiej, ci sami, którzy 17 września 1939 r. „całowali sowieckie czołgi” we Lwowie i Białymstoku. Z sowieckiego punktu widzenia byli wprost bezcenni. Nieskażeni patriotyzmem gwarantowali brak jakichkolwiek skrupułów w sprawach narodowych. Pod tym względem Sowieci się nie zawiedli. Gorliwość kolaborantów była wielka. Jakże przewrotnie w świetle powyższego brzmią żądania organizacji żydowskich pod adresem Polski – „zadośćuczynienia za krzywdy, jakich doznała ludność żydowska na skutek komunistycznych prześladowań”. Ich zdaniem mniejszość ta była obiektem brutalnej dyskryminacji z rąk komunistów-Polaków i oddana w „polską niewolę”. W 1968 r. różni „Michniki i Szlajfery” spreparowali „powracającą falę polskiego antysemityzmu” oraz exodusu resztek Żydów z ziemi polskiej, emigrację „oddanych członków partii” do Izraela. Przed „okrągłym stołem” zaczęto przedstawiać marcowych emigrantów jako wcielenie oporu antykomunistycznego, wręcz uosobienie wszelkich cnót i zasług. Trafnie ujął to J. Eisler, który przyznał, iż współczesnych polityków polskich zrobiła marcowa propaganda komunistyczna. Można zaryzykować analogię, że tak, jak Stalin w 44 r. sięgnął do Bermana i Minca, tak Jaruzelski manewr ten powtórzył z Geremkiem i Michnikiem. W 1989 r. ludzie pokolenia marca swych przedstawicieli wprowadzili do wszystkich ważnych struktur rządowych (a i antyrządowych na wszelki wypadek). Okazało się, że w suwerennej RP aby zostać ambasadorem, najlepiej być marcowym kombatantem. Gdy w dodatku pochodziło się z rodziny sowieckich agentów albo innych TW – zawrotna kariera była niemal zagwarantowana. To dlatego syn KPP-owca i stalinowskiego dyplomaty, gdy „wypomniano” mu ojca, odparował: przecież w 1968 r. mówiliśmy wam, że wrócimy! W niektórych przypadkach na dyplomatycznych stołkach siedzi już drugie, a nawet trzecie pokolenie pochodzącej od stalinowskich władców Polski tej mniejszości. Właściwie nic się nie zmieniło. Mniejszość ta jak rządziła, tak rządzi. Reprodukcji pokoleniowej i swoistemu ideologicznemu recyclingowi podlega kolejne pokolenie KPP-owców. Dzisiejsza dekomunizacja w Polsce lub raczej jej nieudane próby nie sięgają istoty problemu polskiego stalinizmu, gdzie Żydzi byli kastą rządzącą, a co najmniej znaczną jej częścią. Pociągnięcia dekomunizacyjne, które przede wszystkim powinny były objąć stalinowskich siewców komunizmu oraz ludzi pokroju Michnika, Urbana i Geremka, dotknęły jedynie szeregowych członków PZPR i zazwyczaj tylko tych, którzy walczyli o wpływy z KOR-owcami. W 1989 r. w MSZ zaroiło się od nazwisk „z notesu wujka Bronka”: Szlajfer, Meller, Minc, Reiter, Schnepf, Winid, Kranz, Ananicz, Lindenberg, Perlin. Wszyscy kolejni włodarze ministerstwa mieli bardzo dziwną predylekcję do obco brzmiących nazwisk, mimo świadomości, że nie zawsze są prawdziwe. Modelowym wręcz przykładem owych „80 procent stanowisk” jest Ryszard Schnepf – autor haniebnej nagonki na Jana Kobylańskiego, syn pochodzącego z Ukrainy żydowskiego funkcjonariusza NKWD, oficera Informacji Wojskowej, jednego z szefów społeczności żydowskiej w PRL. Innym znamiennym przykładem „udanej” wymiany elit i „recyklingu” pokoleniowego w Polsce posierpniowej, gdy dyplomacja padła łupem opcji narodowościowej związanej z nomenklaturą PRL sprzed marca 1968 r., czyli de facto tych samych, co za czasów Bieruta i Bermana elit władzy, jest Stefan Meller – potomek agenta Kominternu i oficera Informacji Wojskowej. I w jego przypadku pokoleniowa zmiana warty udała się znakomicie. Wywodzący się rodzinnie z kręgów agenturalnej, antypolskiej organizacji znalazł się w pierwszym szeregu budowniczych Rzeczypospolitej. W suwerennej RP doszło przy tym do bezprecedensowej sytuacji. Dwóch potomków stalinowskich oficerów – Cimoszewicz i Meller, zostaje, jeden po drugim, ministami SZ. W jakim innym kraju możliwa byłaby tak żelazna logika postępowania, precyzja w obsadzie kluczowego stanowiska? Oprócz „sprawdzonego patrioty” Geremka za głównego konstruktora narodowościowej polityki personalnej dyplomacji można uznać… Urbana i jego organ prasowy – tygodnik „Nie”. I to bez względu na to, kto w MSZ rządzi. Gdyby przyjrzeć się bliżej jego działalności, to można spostrzec, że niejednego dyplomatę wypromował i niejednemu karierę złamał. Swoistą „filozofię kadrową” Urbana dobrze ilustruje zamieszczony w jego szmatławcu cytat, a raczej instrukcja: „Prawdziwi zwolennicy suwerenności codziennie pokazują, że Polska, w której zechce żyć większość Polaków, suwerenna być nie może. Jej władcami byliby bowiem Rydzyk, Świtoń, Glemp, Olszewski”. Wbrew logice – duże znaczenie w sprawach kadrowych mają… żony ministrów. Pokrewieństwo z nimi procentuje znakomicie. Krzysztof Krzymowski, ambasador RP w Zjednoczonych Emiratach Arabskich jest siostrzeńcem Zofii Lewin, połowicy Bartoszewskiego. W karierze pomaga też żona stosownego pochodzenia. Raban wszczęty w związku ze zdemaskowaniem przez „Nasz Dziennik” komunistycznego kapusia, dziennikarza „Polityki”, ambasadora w Indiach Krzysztofa Mroziewicza, miał chyba zgoła inne powody. Mroziewicz aureolą dziennikarskiej sławy opromieniony został po roztropnym ożenku z Alicją Albrecht, córką Jerzego, starego KPP-owca, byłego sekretarza KC PZPR. Wiele wskazuje, że inną, ale też oryginalną i niezwykle skuteczną metodę robienia kariery obrała Regina Jurkowska (była konsul przy Schnepfie i Gugale w Urugwaju), zgłaszając się, z własnej inicjatywy, na świadka obrony w procesie wytoczonym przez Sikorskiego J. Kobylańskiemu. Jak widać – na nagrodę nie czekała długo. Jest wicedyrektorem Departamentu Współpracy z Polonią. Także nabór, a raczej selekcja młodzieży do pracy w MSZ przebiega w sposób świadczący o zamiarze szybkiego uwalniania Polski od chorej i ksenofobicznej części „populacji” (żeby użyć ulubionego słowa red. Skalskiego z „GW”). Wśród dyplomatycznego narybku mamy: wnuka szefa dystryktu loży B’nei B’rith w II RP i wnuka ostatniego w okresie międzywojennym Wielkiego Mistrza Wielkiej Loży Narodowej Polskiej. Są też byli stażyści Fundacji Sorosa i Fundacji Shalom. Nikt nie chce ich piętnować za przeszłość ojców. Ale czy w pierwszym szeregu dyplomacji suwerennej Rzeczypospolitej powinny być dzieci funkcjonariuszy KPP, ludzi wywodzących się rodzinnie z kręgów agenturalnej, antypolskiej organizacji? Jeśli ojciec był sowieckim agentem, czy syn może być polskim patriotą i przyzwoitym człowiekiem? Wydaje się to bardzo mało prawdopodobne. Jabłko od jabłoni niedaleko pada. Wszyscy wymienieni, ze Schnepfem na czele, twierdzą, że w dyplomacji znaleźli się dzięki posiadanym kwalifikacjom, talentowi lub szczęściu, a nie powiązaniom rodzinnym. Wydaje się jednak, że ich kariery i, jak w przypadku Schnepfa, funkcje społeczne i urzędy to następstwo „zapobiegliwości” Bermana, Geremka lub Kiszczaka. Także Lewica przejawiała, co nie dziwi, słabość do potomków „desantu wschodniego”. Zakompleksiona wobec USA SLD ewidentnie starała się kokietować Waszyngton poprzez przypodobanie się kręgom żydowskim. Wybraniec Rosatiego Daniel Passent w swym pożegnalnym felietonie, przed wyjazdem do Chile, napisał: ojczyzna powierza mi zaszczytny obowiązek ambasadora RP, zostaję ambasadorem wszystkich Polaków., co w jego wykonaniu zabrzmiało jak kpina, zwłaszcza, że w innym miejscu przyznał, iż jednym z powodów jego wyjazdu do Chile jest fakt, że czuje się zmęczony Polską. Urodzonemu w Kołomyi w 1941 r. w dobrych sowieckich czasach Andrzejowi Załuckiemu zawdzięczamy niezapomnianą humorystyczną i zarazem rodzajową scenkę: w doborowym towarzystwie – z jednej strony Primakowa (Jojny Finkelsteina), a z drugiej „naszego” ambasadora w Moskwie, Geremek w lutym 1998 r. ni stąd, ni zowąd, oświadczył: polskie sprawy są w polskich rękach. Ku zdumieniu otoczenia Geremek szczególnie zainteresował się losem Marka Greli, dyplomaty ściśle powiązanego z SLD, PZPR i innymi „organami” oraz Rosatim. Skąd owa troska? Sprawa wydaje się prosta: spowinowacenie etniczne i zasługi wobec narodu wybranego. Dowody? Grela był autorem decyzji rządowej z 1997 r. o przekazaniu 40 kg złota, wartości pół miliona dolarów na fundację pomocy ofiarom Holocaustu. Była to ostatnia część zdeponowanego po wojnie w skarbcach zachodnich należnego nam kruszcu, zrabowanego z NBP przez hitlerowskie Niemcy. Adam Daniel Rotfeld w ciągu kilku miesięcy swego urzędowania wypromował i rozesłał po świecie, niczym Trocki, kurierów Kominternu, kilkunastu wysokich rangą dyplomatów „etnicznego chowu”. Sam Rotfeld utrzymuje, że z powodu „niesłusznego nazwiska” i tzw. złego wyglądu kariery w dyplomacji PRL nie zrobił. Do MSZ w 1956 r. nie został przyjęty, mimo iż – jak twierdzi – był jednym z trzech, którzy zdali egzamin celująco. W znajdujących się w archiwach IPN meldunkach operacyjnych MBP (przypomnijmy, wówczas zarządzanego przez Fejgina i Różańskiego) zarzucono mu kontakty z syjonistami (m.in. ze spokrewnionym z nim ojcem obecnego ministra finansów). Tenże Rotfeld, eksponent dyplomatycznej elity RP, tak dla „Rz” wyłożył teoretyczne podwaliny teorii tworzenia elit: naród pozbawiony elit jest tłumem, motłochem, a nie społeczeństwem. Jak widać, elita MSZ została stworzona, chociaż niepolska, ale motłoch… pozostał. Czy od przedstawiciela mniejszości narodowej można oczekiwać reprezentowania i obrony polskiego interesu narodowego? Czy nie dojdzie u niego, prędzej czy później, do konfliktu identyfikacyjnego i poczucia lojalności? Ryszard Schnepf, jako minister w kancelarii premiera, szczególnie gorliwie zajmował się lobbingiem na rzecz organizacji żydowskich z USA, domagających się od Polski miliardowych odszkodowań za mienie pozostawione w Polsce. Jest także współzałożycielem i członkiem loży – B’nai B’rith, która oficjalnie za cel stawia sobie walkę o przejęcie mienia żydowskiego. Czy, jako ambasador RP, da tym roszczeniom właściwy odpór? Wobec kogo przeważy poczucie lojalności? Jacek Chodorowicz, formalnie „ambasador wszystkich Polaków” w Tel Awiwie, pierwsze urzędowe kroki skierował do Dawida Pelega dyrektora World Jewish Restitution Organization, chyba tylko po to, aby wysłuchać jego roszczeń majątkowych wobec Polski i pilnie przekazać je rządowi RP! Za swą pierwszą powinność dyplomatyczną uznał także wystąpienie o przyznanie honorowego obywatelstwa polskiego szefowi Mosadu. Tadeusz Chomicki, ambasador RP w Pekinie, z uwagi nie tylko na wzrost w MSZ zwany „Dawidkiem”, u zarania swojej dyplomatycznej kariery był dyrektorem komórki kontrolującej eksport broni. Utworzył tzw. listę negatywną, czyli wykaz państw, do których broni eksportować nie wolno. Była ona dłuższa od analogicznej ONZ i USA. Straciliśmy z tego powodu duże pieniądze, przerywając zyskowny eksport, m.in. do krajów arabskich i Birmy. Słuszne zatem wydaje się podejrzenie, że głównym jej celem było zrujnowanie branży, a prawdziwą hipoteza, iż pozostający w polskich rękach przemysł zbrojeniowy skazany został na zagładę i rugowanie z rynków, a jego produkcja zastąpiona miliardowym importem z… Izraela. Od wielu już lat Polska i Polacy są obiektem wściekłej kampanii plugawienia, inspirowanej przez międzynarodowe środowiska żydowskie. Tymczasem urzędnicy MSZ, z wyrachowania i z premedytacją, uprawiają propagandę szkodzącą wizerunkowi Polski za granicą, sprzeczną z jej interesami, a nawet jej wrogą. Wysłannik RP w Pekinie swym kretyńskim wygłupem kompromituje w oczach zagranicy kraj, z którego się wywodzi, Polskę. Czyż to nie my Polacy, a zwłaszcza sprawdzony polski patriota – Jan Kobylański – jesteśmy uprawnieni do nazwania osobnika, który stoi za nominacją Chomickich, Chodorowiczów, Schnepfów, który utożsamia się ze środowiskami antypolskimi, tytułem: antypolak i typ spod ciemnej gwiazdy? Krzysztof Górecki Autor jest pracownikiem MSZ, pisze pod pseudonimem. Felieton ukazał się pierwotnie w ogólnopolskim tygodniku „Warszawska Gazeta”. Źródło: , 9 luty 2013. =================================== =============================== ============================
#1 Napisany 10 kwiecień 2012 - 10:41 Adrianek(L) Wiek: 29 Płeć:Mężczyzna Siemasz wszystkim, mam 19 lat za rok kończę technikum o ile wszystko pójdzie dobrze i zastanawiam się nad pójściem do woja, tylko tak po technikum na kogo mogę iść? Maturę nie wiem czy bd robił bo babeczka od anglika może mi nie pozwolić, a więc kim mogę zostać w woju bez matury a kim z ? I ile mniej więcej zarabia taka osoba, jakie są obowiązki itp. I jeszcze jedn problem jest przede mną najprawdopodobniej sprawa z której pewnie bd zawiasy, a wiem że trzeba mieć zaświadczenie o niekaralności, a więc czy zawiasy bd w takich papierach? I czy da się to jakoś obejść czy raczej muszę się pożegnać z wojskiem? 0 Wróć do góry Doradca KFD Doradca KFD KFD pro Siemka, sprawdź ofertę specjalną: Poniżej kilka linków do tematów podobnych do Twojego: #2 Napisany 10 kwiecień 2012 - 11:32 Bez matury nie pójdziesz ani do policji, ani do wojska. 0 Wróć do góry #3 Napisany 10 kwiecień 2012 - 11:41 arczi007901 Wiek: 25 Płeć:Mężczyzna Miasto:Łódź Staż [mies.]: 4 Maturę musisz mieć, bo matura to podstawa, bez niej wydaję mi się, że nie masz co szukać w takich robotach. 0 Wróć do góry #4 Napisany 10 kwiecień 2012 - 13:28 Dizzy93 Wiek: 28 Płeć:Mężczyzna Miasto:Włodawa Staż [mies.]: ~20 Maturę musisz mieć, bo matura to podstawa, bez niej wydaję mi się, że nie masz co szukać w takich mi się... W korpusie szeregowców ( i chyba podoficerów od niedawna) nie jest wymagana matura... a zawiasy to nie wiem ale chyba przeszkadzają z tego co się orientuje to trzeba być czyściutkim 1 Wróć do góry #5 Napisany 10 kwiecień 2012 - 16:51 Onzer Wiek: 27 Płeć:Mężczyzna Miasto:Lublin Staż [mies.]: 16+ "Na początek należy sobie odpowiedzieć co to jest - Korpus szeregowych zawodowych. Korpus szeregowych zawodowych to całkowicie nowy korpus osobowy w polskiej armii. Został stworzony w celu uzawodowienia stanowisk, które do tej pory przeznaczone były dla poborowych, powoływanych do odbycia zasadniczej służby wojskowej. Swoim zasięgiem obejmie on wszystkie stanowiska młodszych specjalistów i kierowców zasadniczej służby wojskowej, wymagających długotrwałego i kosztownego szkolenia w centrach i ośrodkach szkolenia oraz część stanowisk dotychczas przewidzianych dla podoficerów zawodowych. Kto może ubiegać się o służbę w korpusie szer. zaw. ? . żołnierz rezerwy, który ukończył co najmniej gimnazjum, ma przygotowanie zawodowe, odbytą w pełnym wymiarze zasadniczą służbę wojskową lub pełnił nadterminową zasadniczą służbę wojskową, posiada niezbędne kwalifikacje wymagane na stanowisku, na jakim ma pełnić służbę; . żołnierz nadterminowej i zasadniczej służby wojskowej, który ukończył co najmniej gimnazjum, ma odpowiednie przygotowanie zawodowe i posiada niezbędne kwalifikacje wymagane na stanowisku, na jakim ma pełnić służbę. . osoba cywilna, w zależności od potrzeb Sił Zbrojnych, która ukończyła co najmniej gimnazjum, ma odpowiednie przygotowanie zawodowe, szczególne kwalifikacje lub umiejętności. Uwaga: Osoby ubiegające się o powołanie do służby wojskowej nie mogą być skazane prawomocnym wyrokiem sądu za popełnienie przestępstwa lub przestępstwa skarbowego, umyślnego albo za inne przestępstwo lub przestępstwo skarbowe, za które orzeczono karę pozbawienia wolności (aresztu wojskowego) bez warunkowego zawieszenia jej wykonania. Szeregowy zawodowy pełni służbę wojskową w stopniu szeregowego i starszego szeregowego. Jakie papiery należy złożyć i gdzie ? . wypełnisz wniosek i złożysz go w kancelarii jednostki wojskowej lub Wojskowej Komendzie Uzupełnień (jeżeli jesteś żołnierzem rezerwy lub osobą cywilną), gdzie uzyskasz szczegółowe informacje o zasadach i przebiegu służby w korpusie szeregowych zawodowych, . dołączysz do wniosku następujące dokumenty: - życiorys, - odpis skrócony aktu urodzenia, - odpis lub kopię dokumentu stwierdzającego posiadane wykształcenie (minimum ukończone gimnazjum), - poświadczenie o niekaralności z Krajowego Rejestru Karnego, - kopię uwierzytelnioną dowodu osobistego, - inne uwierzytelnione dokumenty potwierdzające posiadane kwalifikacje i umiejętności niezbędne na planowanym do objęcia przez żołnierza stanowisku służbowym. Jakie warunki są w wojsku ? . uposażenie zasadnicze od 2200 do 2250 zł brutto, . bezpłatne zakwaterowanie, . bezpłatne wyżywienie, . bezpłatne umundurowanie i wyekwipowanie oraz corocznie dodatkowe należności na uzupełnienie elementów umundurowania, . urlop wypoczynkowy w wymiarze 26 dni roboczych oraz dodatkowe urlopy wynikające ze specyfiki służby wojskowej, . jednorazowy zwrot kosztów za przejazd (wraz z rodziną) do wybranej miejscowości w kraju, . dodatek za rozłąkę dla żołnierzy pozostających w związku małżeńskim lub zwrot kosztów za przejazd do miejscowości pobliskiej, . nagrody uznaniowe, . odprawę pieniężną po zakończeniu służby. Są to fakty które wszędzia na stronach MON można znaleźć i nie ma tu kilku istotnych faktów ! - służba w korpusie szeregowych zawodowych NIE JEST SŁUŻBĄ STAŁĄ !! oznacza to że w momencie podpisywania kontraktu dowódca może z wami podpisać kontrakt o długości od 6 miesięcy do 6 lat !! Po okresie przepracowania kontraktu NIE MUSI BYĆ ON PRZEDŁUŻONY !! To takie małe ostrzeżenie dla tych co chcą iść do wojska tylko z nastawieniem na emeryturkę po 15 latach, niestety tej pewności nie możecie mieć, gdyż po 6 lub np. 12 latach MON może wam powiedzieć do widzenia. - darmowe mieszkanie dla każdego, kolejny mit, mieszkania są przede wszystkim dla żołnierzy służby stałej, oficerów i podoficerów, szeregowego szanse na własne M od wojska są minimalne, szeregowi są przeważnie zakwaterowani na terenie koszar w tzw. internatach. Dodam że nawet gdyby szeregowy dostał jakimś cudem mieszkanie z MON to w momencie odejścia ze słuzby musi zwrócić mieszkanie wojsku! - wszelkie dodatki rozłąkowe lub za dojazdy należy załatwiać sobie samemu, nie ma się ich "automatycznie" po przyjściu do jednostki." Źródło : Jeśli chcesz widzieć więcej zadzwoń na wojskowy telefon zaufania : 022 687 48 00 Edytowany przez Onzer, 10 kwiecień 2012 - 16:51 . 0 Wróć do góry #6 Napisany 10 kwiecień 2012 - 17:01 DamiosL Wiek: 28 Płeć:Mężczyzna Żeby iść do wojska i do policji to matury nie trzeba, ale przyszłości Ci dobrej nie wróże bez niej bo będziesz zwykłym robolem ( przynajmniej w wojsku bo w policji nie wiem dokładnie jak jest ). W dodatku w tym pierwszym wywalą Cię najprawdopodobniej po 12 latach bo teraz szeregowy może być żołnierzem 12 lat i albo robi podoficerke albo adios, a podoficerki bez matury nie zrobisz. Co do zawiasów - tu i tu trzeba być niekaranym także na 99% możesz się pożegnać ze służbami mundurowymi. 0 Wróć do góry #7 Napisany 10 kwiecień 2012 - 17:03 Jak masz zawiasy to nie ma szans, sąd zatwierdzi że jesteś karany. A jeżeli chodzi o maturę, to rób, za 10 czy 15 lat możesz żałować że nie zrobiłeś. 0 Wróć do góry #8 Napisany 11 kwiecień 2012 - 13:32 Adrianek(L) Wiek: 29 Płeć:Mężczyzna Uwaga: Osoby ubiegające się o powołanie do służby wojskowej nie mogą być skazane prawomocnym wyrokiem sądu za popełnienie przestępstwa lub przestępstwa skarbowego, umyślnego albo za inne przestępstwo lub przestępstwo skarbowe, za które orzeczono karę pozbawienia wolności (aresztu wojskowego) bez warunkowego zawieszenia jej wykonania. Jeśli dobrze to zrozumiałem to zawiasy chyba można mieć, a maturę jeśli mnie teraz pani nie dopuści nie musze pisać teraz a pozniej ją napisać no i w tedy zdawać testy czy co tam na wyższy stopień jakiś. Ale Właśnie nie jestem pewien tego czy z tymi zawiasami mogę czy nie 0 Wróć do góry #9 Napisany 11 kwiecień 2012 - 16:36 DamiosL Wiek: 28 Płeć:Mężczyzna Zależy też pewnie za co te zawiasy. No ale jak będą mieć do wyboru Ciebie i kogoś niekaranego kompletnie to na pewno pójdzie ten drugi :) 0 Wróć do góry #10 Napisany 11 kwiecień 2012 - 17:15 Seenarius Wiek: 28 Płeć:Mężczyzna Nie musisz mieć matury, aby iść do wojska. Jednak w takim wypadku zostaniesz co najwyżej wykonującym swoje obowiązaki przez X lat żołnierzem, który nie ma szans na żaden awans. Ważne jest również dostanie kategorii A na komisji wojskowej. PS. Kilku znajomych jest w wojsku i mówią, że jest pełno etatów na kierowcę ciężarówki. Z prawem jazdy kategorii C możesz spokojnie startować i dostaniesz etat, bo po prostu nie ma komu prowadzić. Fakt, praca nieciekawa, bo głównie wozisz innych, ale lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu, a swoją "rolę" zawsze po paru latach można zmienić i przenieść się do innego oddziału. 0 Wróć do góry #11 Napisany 11 kwiecień 2012 - 20:37 #12 Napisany 11 kwiecień 2012 - 20:55 maTeo96 Wiek: 25 Płeć:Mężczyzna Miasto:Rzeszów Staż [mies.]: 84 Wiem , że nawet jak by twój brat miał zawijasy to możesz się z policją pożegnać . Sprawdzają papiery najbliższej rodziny . 0 Wróć do góry #13 Napisany 12 kwiecień 2012 - 14:49 Adrianek(L) Wiek: 29 Płeć:Mężczyzna Ale ja nie chce byc psem,tylko isc do wojo... Nie jestem zaden JP itp ale mnie wku***a te pisanie o policji jak temat wojsko 0 Wróć do góry
Dane w Bazie Placówek Pomocowych zostały zebrane dzięki dofinansowaniu ze środków Funduszu Rozwiązywania Problemów Hazardowych będących w dyspozycji Ministra Zdrowia oraz środków własnych Fundacji Praesterno.
Telefon zaufania dla weteranów powstał z myślą zarówno o żołnierzach, którzy uczestniczyli w misjach zagranicznych, jak również o ich bliskich – żonach, partnerkach, rodzicach. Pomocy potrzebują przede wszystkim wojskowi, ale także często ich rodziny – mówi ekspert. Telefon zaufania dla weteranów funkcjonuje przy Klinice Psychiatrii i Stresu Bojowego w Wojskowym Instytucie Medycznym w Warszawie. „Telefon działa, i to działa całkiem dobrze, doskonale spełniając swoją rolę. 70 proc. rozmów telefonicznych kończy się konsultacją, część także przyjęciem na oddział” – powiedział PAP kierownik kliniki ppłk dr Radosław Tworus. „Interwencje podejmują bliscy żołnierzy, najczęściej żony – obecne lub byłe. Tak też się bowiem dzieje, że dzwonią byłe żony, bo nawet jeśli związek się rozpadł i rozstali się między jedną misją a drugą, to często mają wspólne zobowiązania, dzieci. Dzwonią też oczywiście sami żołnierze” – wskazał. Dr Tworus podkreśla, że telefon zaufania to wypróbowana metoda pomocy – podobne inicjatywy organizowane przez organizacje społeczne i instytucje skutecznie wspierają np. anonimowych alkoholików, osoby uzależnione od narkotyków czy mające problemy z przemocą domową. Telefon to z jednej strony pomoc dla konkretnych osób, a z drugiej cenne źródło informacji o problemach środowiska weteranów. „Zależy nam na monitoringu problemów żołnierzy – uczestników misji, także tych, którzy zdjęli już mundur” – mówi Tworus. Żołnierze po powrocie z misji zmagają się często z wieloma kłopotami. Misja jest doświadczeniem stresującym: wiąże się z dodatkowym obciążeniem obowiązkami wynikającym ze służby, realizowaniem zadań w warunkach bezpośredniego zagrożenia życia, przebywaniem w innym kulturowo środowisku, nierzadko w innym klimacie, daleko od bliskich. Jak wojskowi odreagowują negatywne emocje? Nadużywają alkoholu lub leków, sięgają po narkotyki, doświadczają wypalenia zawodowego, czasem bezrobocia, stosują przemoc wobec bliskich, nie potrafią odnaleźć się w codziennym domowym życiu – wylicza lekarz. Telefon, jak podkreśla ppłk Tworus, nie jest ośrodkiem psychoterapeutycznym ani poradnią psychologiczno–psychiatryczną na odległość. To sposób, by – co dla wielu osób ważne – anonimowo porozmawiać o problemach i możliwościach ich pokonania. Telefon zaufania dla weteranów jest ogólnodostępny. Osoby chcące uzyskać pomoc mogą kontaktować się ze specjalistami z zakresu psychiatrii i psychologii w dni robocze, od poniedziałku do piątku między godziną 17 a 20, dzwoniąc pod warszawski numer (22) 681 72 33.(PAP) Haqjoo/EPA Zamieszczone na stronach internetowych portalu materiały sygnowane skrótem „PAP” stanowią element Codziennego Serwisu Informacyjnego PAP, będącego bazą danych, którego producentem i wydawcą jest Polska Agencja Prasowa z siedzibą w Warszawie. Chronione są one przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Powyższe materiały wykorzystywane są przez Alliance Printers and Publishers na podstawie stosownej umowy licencyjnej. Jakiekolwiek ich wykorzystywanie przez użytkowników portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, jest zabronione.
10 odp. Strona 1 z 1 Odsłon wątku: 1283 20 lipca 2009 19:03 | ID: 36897 Co sądzicie o nowej telefoni komórkowej... tej powiązanej z pewnym radiem i Ojcem Dyrektorem. Czy to przystoi Kościołowi? A może jest to dobry sposób na promowanie wiary? 1 Bartt Poziom: Niemowlak Zarejestrowany: 06-05-2009 22:23. Posty: 5452 20 lipca 2009 21:50 | ID: 36919 O ile się orientuje, to nie jest to sieć Kościoła tylko o. Rydzyka. Więc nie podciągajmy jej pod KK, bo to nie działanie Kościoła, a o. Rydzyk nawet nieoficjalnie nie jest reprezentatywnym w sensie statystycznym kapłanem :) 2 Isabelle Poziom: Przedszkolak Zarejestrowany: 03-07-2009 19:42. Posty: 21159 21 lipca 2009 10:39 | ID: 37049 Ale wszyscy Rydzyka kojarzą z kościołem katolickim i tego nikt nie zmieni! 21 lipca 2009 10:41 | ID: 37051 zwłaszcza jeszcze że telefonię zakreklamował WIELKI BRAT K. 4 Isabelle Poziom: Przedszkolak Zarejestrowany: 03-07-2009 19:42. Posty: 21159 21 lipca 2009 10:45 | ID: 37054 Moim zdaniem to kolejny pomysł na biznes, przemyślany i przekalkulowany. Bo przecież jest pomysł, kasa na rozruch i co naważniejsze wielka sieć odbiorców. Rydzyk kojarzy mi się juz od dawna jako biznesmen a nie duchowny. Ale wiem, ze dla wielu jest duchownym. I on własnie liczy na takich odbiorców. Wiec czy chce czy niechce ( a przeciez to janse że na to liczy) odbiorcami będa katolicy. Rydzyk to jakby taki wielki portal społęcznościowy;) Jedzie z biznesami na karkach katolików ot co... 5 misiek Zarejestrowany: 04-04-2008 22:44. Posty: 1182 21 lipca 2009 11:27 | ID: 37067 Bartt napisał 2009-07-20 21:50:40O ile się orientuje, to nie jest to sieć Kościoła tylko o. Rydzyka. Więc nie podciągajmy jej pod KK, bo to nie działanie Kościoła, a o. Rydzyk nawet nieoficjalnie nie jest reprezentatywnym w sensie statystycznym kapłanem :)skoro tak to czemu w każdym ( lub prawie każdym kościele ) jest rozgłośnia i plakaty reklamujące tę stacje radiową. 6 elap83 Poziom: Niemowlak Zarejestrowany: 16-02-2009 10:27. Posty: 273 21 lipca 2009 12:41 | ID: 37123 Spójrzmy prawdzie w oczy P. Rydzyk ma głowę do interesów.. a najgorsze jest to że biedne babcie słuchają jego rad i kupią sobie taką komórkę to mnie przeraża ... potrafi manipulować.. i Bartt tak jest prawda że dzięki wierze w kościół i naszą religie..Robi interesy na starszych często osobach .... 7 anusia Zarejestrowany: 10-07-2009 16:27. Posty: 1629 21 lipca 2009 14:36 | ID: 37195 ja na temat tzw "ojca" rydzyka mam tylko niecenzuralne słowa. nikt w tym kraju tak nie zaszkodził kościołowi i katolikom jak on. a kościół też sam sobie winien bo już dawno powinni go usunąć . 8 Bartt Poziom: Niemowlak Zarejestrowany: 06-05-2009 22:23. Posty: 5452 21 lipca 2009 16:06 | ID: 37240 Straszne i przerażające... co teraz będzie :/ o. Rydzyk ma głowę do interesu - to fakt. Uważam, że jego działalność przynosi obecnie więcej szkody niż pożytku Kościołowi ALE nie przekreśla katolickich inicjatyw również na polu gospodarczym i medialnym. Mi się nie do końca podoba, co ks. Rydzyk robi - ale ja robię dalej swoje i mimo, że w środowisku kościelnym siedzę dość intensywnie - mam znikomy kontakt z RM czy z ludźmi związanymi z tym środowiskiem. Co do biednych babć... jeśli są biedne, to nie kupią - jeśli kupią - to znaczy, że je na to stać. I teraz najstraszniejsze w tym wszystkim: to są wolne osoby i mogą swobodnie dysponować swoimi pieniędzmi. I jeśli chcą kupić telefon w sieci "w Rodzinie" - mają do tego prawo. O. Rydzyk zachęca ludzi do finansowego wspierania jego poszczególnych przedsięwzięć - i dobrze mu to idzie - widać, zna się na technikach reklamy i PR :) Ma określony target (grupę społeczną do której chce trafić) i udaje mu się to. To się nazywa reklama. A patrząc rzetelnie na nową ofertę komórkową, to powiem Wam, że... wcale nie wypada źle. Przegrywa w prawdzie z Wielką Trójką (Orange, Plus, Era) ale tylko z mojego punktu widzenia. Natomiast z punktu widzenia osoby do której sieć jest skierowana (czyli są to zazwyczaj osoby starsze, nie wysyłające kilkudziesięciu SMSów dziennie, nie korzystający z dostępu do Internetu mobilnego) oferta jest całkiem atrakcyjna. Tanio jest wewnątrz sieci (podobne usługi ma Plus i Orange, nie wiem jak Era na kartę). Ogromnym plusem jest aparat telefoniczny stworzony z myślą o osobach starszych. Bo np. ja szukam telefonu na kartę, obojętnie w jakiej sieci dla swojego dziadka. I nie mogę znaleźć, bo dostępne modele mają po prostu za małe przyciski i wyświetlacze dla starszej osoby. Tak więc sieć nie wygląda źle, a biorąc pod uwagę ten aparat telefoniczny i niską cenę połączeń na numery stacjonarne (niższą niż u konkurencji) może to być ciekawa opcja dla starszych osób niekoniecznie związanych ze środowiskiem Radia Maryja. Mam wrażenie, że cała atmosfera wokół ojca Rydzyka (na którą rzecz jasna sam sobie solidnie zapracował) powoduje, że każde jego działanie budzi duży sprzeciw. Często nasze wątpliwości mają słuszne podstawy i może nam się wiele nie podobać. Ale to nie zwalnia nas od odrobiny obiektywizmu i rzetelności przy komentowaniu takich spraw. 9 anusia Zarejestrowany: 10-07-2009 16:27. Posty: 1629 21 lipca 2009 16:14 | ID: 37245 ciekawe skąd oni wzięli te telefony dla starszych osób? ja od 2 lat szukam takiego z duzymi literami dla mojej 79 letniej babci i mi się nie czy będzie go można kupic na wolnym rynku bez zapisywania sie do"rodziny". 24 lipca 2009 12:19 | ID: 37873 donosi że Polska Telefonia Cyfrowa - właściciel sieci ERA domaga się unieważnienia przetargu na przyznanie częstotliwości na której działa sieć wRodzinie - Wojewódzki Sąd Administracyjny przyznał spółce rację. Teraz czekamy tylko na wyrok sądu apelacyjnego.
wojskowy telefon zaufania forum